Na interiowym forum pojawił się wątek, dotyczący klubu pomocy dla kobiet, których mężowie romansują przez sieć. Sprawa została postawiona dość otwarcie, i stąd moje podejrzenia, czy nie nazbyt pochopnie została "rzucona" inicjatywa powstania takiego klubu. Jeśli ulotną pogawędkę na CZATerii czy wymianę maili uznamy za romans to mamy tu raczej do czynienia z chorobliwą zazdrością. Nie zawsze jednak mamy możliwość sprawdzenia, czy przekonania się co tak naprawdę się za takimi rozmowami kryje. Jeśli dochodzi już do sytuacji ekstremalnej, to znaczy mamy poważne podejrzenia, że jesteśmy zdradzani przez partnera, dużo lepszą metodą do rozwiązania tego problemu, wydaje mi się szczera rozmowa, niż uciekanie się do podstępu. Stosując takie metody, stawiamy siebie i partnera w dość nieciekawej sytuacji, a przede wszystkim mocno zostaje nadszarpnięta kolejny raz więź i zaufanie między partnerami... Brnąc zaślepieni własnym przekonaniem o wyrządzonej krzywdzie stawiamy kolejny krok w kierunku "rozbicia" związku, tylko i wyłączni w imię czyjegoś zaniedbania. Jeśli postawi się sprawę jasno, powinno to dać do myślenia drugiej stronie, a wyniki będą tożsame jak w przypadku stosowania podstępu - w końcu musi dojść do określenia się drugiej strony. Jakiś czas temu przeczytałem ciekawy tekst, odnoszący się częściowo do tego zagadnienia (autora niestety nie pamiętam). Tekst opisywał, znużonego pożyciem małżeńskim mężczyznę, który rozpoczął internetowy romans z przypadkowo poznaną w sieci kobietą. Życie obojga bohaterów zaczęło się kręcić w okół wspólnej wymiany maili. Narzekali w nich na współmałżonków, budowali własny świat - ciągnęło się to tygodniami - postanowili się spotkać w tajemnicy przed współmałżonkami... Jakie było ich zdziwieni, gdy w umówionym miejscu, o umówionej godzinie oboje z bohaterów w tajemniczej osobie z sieci, rozpoznało swojego współmałżonka... Zapraszam do dyskusji na forum - kliknij.