Przewodnik bardzo antyestablishmentowy, ale przede wszystkim dowcipny i bezpretensjonalny oraz, bywa, bardzo poprawny. Oto przykłady wybranych zaleceń dziennikarzy z "The Guardian": Alter ego - nie używać. Używać jako "altar ego" ("altar" oznacza "ołtarz" - moje wtrącenie), tylko w nagłówkach. "The Guardian" pisze, że uczynił to tylko raz w tekście o aroganckim biskupie. Autism - używać tylko w odniesieniu do faktycznej choroby, a nie chcąc kogoś urazić. Przykłady złego użycia, które pojawiły się na papierze: "bezmyślny autyzm moralny" czy "Gwiezdne wojny" to forma męskiego autyzmu". Call girl - staromodny zwrot, który należy zostawiać tabloidom, wydawanym w niedzielę. Cannabis - ludzie palą trawę, a nie eksperymentują z nią, wbrew temu, co od czasu do czasu utrzymują politycy czy młodzi członkowie rodziny królewskiej. Conjoined twins (zrośnięte bliźnięta) - a nie bliźnięta syjamskie. No brainer - oznacza, że coś jest tak oczywiste, że nie trzeba mózgu, by to wiedzieć, a nie, że tylko ktoś bez mózgu mógłby tak pomyśleć. Mankind - unikać, na korzyść humankind, ponieważ, jak to ujął jeden z czytelników "The Guardian", "określenie mankind eliminuje połowę populacji ze swojej własnej historii". Massacre - słowo oznaczające mord na dużej liczbie ludzi, a nie wynik meczu 5:0 między Stockport County a Macclesfield Town. Mega - okropne, nie używać. Political correctness - (to chyba największa bomba dla polskiego czytelnika): termin, którego nie należy używać, ponieważ, jak to ujęła znana felietonistka "The Guardian" Polly Toynbee, "jest to puste, obleśne, prawicowe określenie, mające na celu jedynie poprawienie samopoczucia osoby je stosującej". Province - unikać tego słowa w odniesieniu do Północnej Irlandii. Third world - dzisiaj już przestarzałe słowo (i sporne), więc należy je zastąpić określeniem "kraje rozwijające się". Very - niemal zawsze zbędne. Jak to uściślił Mark Twain: "Za każdym razem, kiedy chcesz napisać "bardzo" wstaw "cholerny" (damn), korekta to wyrzuci i tekst będzie wyglądał tak, jak powinien". To jedynie przedsmak uczty językowej, jaką daje przewodnik. A także wielka dekonstrukcja tego, czego uczono nas w szkołach i czego wysłuchuje się na ulicy. I czasem czyta w niedobrych gazetach. Aleksandra Łojek-Magdziarz