Gdy para dowiedziała się, że James ma raka, postanowiła zamrozić spermę mężczyzny i zostawić ją na wszelki wypadek w laboratorium w Bristolu. Mimo chemioterapii James zmarł w 2004 roku. Gdy kobieta otrząsneła się po śmierci małżonka, podjęła decyzję o powiększeniu rodziny. Udało się, choć lekarze uprzedzali, że praktycznie nie ma szans na zapłodnienie in vitro. Jaimie-Rose Roberts - córka zmarłego mężczyzny - przyszła na świat w zeszłym tygodniu - na dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem. Lisa od momentu śmierci męża wiedziała, że chce urodzić kolejne dziecko. Czekała tylko na właściwy moment. Kobieta zaszła w ciążę w wyniku pierwszego zabiegu. Zanim uwierzyła w to, co się stało, wykonała 32 testy ciążowe. Jak twierdzi, jej mąż byłby na pewno zadowolony z powiększającej się rodziny (Lisa ma również 7-letniego syna). "James zawsze marzył o dzieciach i dużej rodzinie. Państwo Roberts trzy lata starali się o swoje pierwsze dziecko" - czytamy w South Wales Argus. Później pojawił się nowotwór i wydawało się, że wszystko legnie w gruzach, ale nawet śmierć Jamesa nie zdołała przerwać realizacji tych marzeń.