Za zamkniętymi drzwiami sąd przez cały dzień przesłuchiwał dzisiaj świadka - oficera specsłużb PRL - wezwanego na wniosek Rzecznika Interesu Publicznego, Bogusława Nizieńskiego. Przy użyciu specjalnego urządzenia sąd oglądał też mikrofilmy, stanowiące dowód w sprawie. Rzecznik podejrzewa Mroziewicza o zatajenie związków ze służbami specjalnymi PRL. Mroziewicz odrzuca ten zarzut. Sam Mroziewicz, pytany o to, czy miał kontakty ze specsłużbami PRL, mówił: - Byłem aresztowany, siedziałem w więzieniu - to były kontakty, jeśli tak to można nazwać. Mroziewicz podał się do dymisji w sierpniu 1999 r., zaraz po tym, jak sąd ujawnił, że wszczęto przeciwko niemu postępowanie. Premier Jerzy Buzek przyjął rezygnację. Mroziewicz tłumaczył, że złożył ją, bo wobec wytoczenia mu procesu nie może "narażać dobrego imienia państwa" i wykonywać obowiązków związanych z dostępem do tajemnic państwowych. Krytycy lustracji podważali oskarżenie wobec Mroziewicza, przypominając jego działalność opozycyjną w PRL i to, że jako wiceszef MON (a wcześniej MSZ) był dopuszczony do tajemnic NATO - musiał więc przejść procedurę dopuszczenia do tajemnicy. Rzecznik zwracał zaś uwagę, że ustawa o ochronie informacji niejawnych nakazuje wprawdzie osobie, która ubiega się o dostęp do tajemnicy państwowej, ujawnienie ewentualnej współpracy ze specsłużbami PRL, ale ocena tego faktu jest tylko jedną z wielu przesłanek decyzji UOP lub WSI, czy dopuścić kogoś do tajemnic. Na poprzedniej rozprawie w marcu jako świadek zeznawał były szef Urzędu Ochrony Państwa generał Andrzej Kapkowski. Po ponadsześciogodzinnym przesłuchaniu powiedział on, że zeznawał "jako były oficer kontrwywiadu PRL". Pełnomocnicy Mroziewicza uchylili się wtedy od odpowiedzi na pytanie, czy oznacza to, że ich klient jest podejrzewany o współpracę z kontrwywiadem PRL.