Otyłość to znany powszechnie problem cywilizacyjny, ale duża część ludzi zdaje się tym w ogóle nie przejmować. Z jednej strony, może to i dobrze, bo nie potrzeba nam już więcej powodów do stresu. Z drugiej takie badania, jak to na temat otyłości wśród słoni, niektórych napawa delikatnym niepokojem. Ekipa naukowców, kierowana przez doktor Daniellę Chusyd, chciała sprawdzić, dlaczego samice gatunku elephas maximus, czyli słoni indyjskich, żyjące w zoo, odznaczają się niższym wskaźnikiem urodzeń niż zwierzęta na wolności. Badacze podejrzewali, że może mieć to coś wspólnego z faktem, że ssaki w zamknięciu mogą mieć problemy z wagą, co przyczynia się do niższej płodności. Jak jednak zbadać otyłość u słoni? Postawiono na metody stosowane w przypadku ludzi. - Zastanawialiśmy się, czy metodologia i narzędzia badań, wykorzystywane przy projektach opisujących zdrowie ludzi, mogą posłużyć do zbadania słoni - tłumaczy Chusyd. - Tak naprawdę nikt nigdy jeszcze nie badał otyłości u tych zwierząt, więc był to do pewnego stopnia eksperyment. Naukowcy przeanalizowali ilość wody w ciałach słoni i odjęli wyniki od ich całkowitej masy, co pozwoliło na przybliżone określenie poziomu tkanki tłuszczowej. Brzmi to jak łatwe zadanie, ale wcale takim nie było. Zmierzenie wody w ciele słonia jest bowiem bardzo skomplikowanym procesem. W teorii wystarczyło podać zwierzętom porcję ciężkiej wody. W praktyce jednak ssaki wypluwały ciecz, zamiast ją połykać. Ekipa badaczy wpadła więc na pomysł, żeby nakarmić słonie chlebem nasączonym wodą. Oprócz testów wagowych, zespół Chusyd pobrał także próbki krwi od wszystkich badanych zwierząt. Po przeanalizowaniu materiałów okazało się, że słonie trzymane w niewoli nie mają specjalnie dużego problemu z nadwagą. U samców poziom tkanki tłuszczowej wynosił średnio 8,5 proc. całkowitej masy ciała, a u samic 10 proc. Chociaż to oczywiście średnia, bo wyniki słonic wahały się od 2 do aż 25 proc. Jednak ekstrema należały do rzadkości. Trzeba też podkreślić fakt, że pomimo niższego udziału tłuszczu w całkowitej masie, samce miały go ilościowo więcej (są po prostu większe). Tak czy tak, z badań wynikło to, że nadwaga nie jest problemem w kontekście płodności słoni z zoo. Ale wróćmy do najważniejszego. Wyniki zwierząt porównano z danymi dotyczącymi ludzi i wtedy zauważono coś średnio pocieszającego. Dlaczego? Bo w przypadku naszego gatunku liczby są o wiele wyższe niż 8,5 i 10 proc. Tkanka tłuszczowa u przeciętnego człowieka w obecnych czasach waha się od sześciu (u zaledwie garstki ludzi) do aż... 31 proc. Badacze wzięli pod uwagę mediany tych zakresów, czyli 9,25 proc. u słoni i 18,5 proc. u ludzi. Dodatkowo górna granica "naszego" zakresu - 31 proc. to więcej niż "ekstremalne" 25 u badanych słonic. Wniosek nasuwa się sam, ale nie jest to od razu powód do wyrzutów sumienia. Jak tłumaczą uczeni, ciało ludzkie jest zupełnie inaczej zbudowane niż ciało słonia. Ludzie, którzy mają mniej niż 10 proc. tłuszczu w ciele naprawdę należą do rzadkości. Takie poziomy notuje się albo u osób bardzo wysportowanych, albo... bardzo niezdrowych. Chociaż 31 proc. to już całkiem dużo z medycznego punktu widzenia i nie ma co ukrywać, że jeszcze kilkanaście lat temu średnie wyniki u ludzi były wyraźnie niższe... Wracając jeszcze na chwilę do ssaków z trąbą - naukowcy byli zdumieni faktem, że najmniej płodne samice miały najmniej tłuszczu w ciele, co kompletnie obaliło ich pierwotną hipotezę. Zagadka pozostała więc nierozwiązana. Zatem jedyne, co wynikło z badań to to, że można raz na zawsze zaprzestać myślenia, jakoby słonie były symbolem problemów z wagą.