FRAGMENT KSIĄŻKI: "Ekipa pod K2, choć wielojęzyczna i wielokulturowa, w pełni zdała trudny egzamin. Nie tylko ze sportowej bojowości, ale i znacznie trudniejszy - z partnerstwa. A swoją drogą to dobrze, że góry potrafią jeszcze od czasu do czasu nauczyć ludzi pokory. Podwójnie dobrze dzisiaj, kiedy człowiekowi wydaje się, że już w pełni zdołał opanować naturę" - podsumował Zawada nieudaną wyprawę zimową na K2 w sezonie 1987/88. Można sobie wyobrazić nastroje uczestników tak trudnej i bezprecedensowej wyprawy, kiedy stało się oczywiste, że trzeba wracać do domu bez sukcesu. Góra gór znów była górą. Nie wszyscy jednak pogodzili się z porażką. Maciej Berbeka i Aleksander Lwow uznali widocznie, że skoro K2 nie puszcza, trzeba spróbować może czegoś mniej ambitnego, przekraczającego jednak 8000 metrów. Wybór padł na Broad Peak (8047 m), zwany też Falchan Kangri. Niższy o ponad 500 metrów, osłonięty jest trochę przez K2 przed wichurami. Trzeciego marca, po uzyskaniu w ciągu osiemnastu godzin zezwolenia, Berbeka i Lwow wyruszyli pod Broad Peak w stylu alpejskim. Pierwszy biwak wypadł na wysokości 6000 metrów, drugi - 6500, trzeci i ostatni - 7300, pod kopułą szczytową. Szóstego marca rozpoczęli atak szczytowy. Wspinali się osiem godzin. Lwow zawrócił spod przełęczy, Berbeka zaś, mimo załamania pogody, wciąż szedł do góry. Dotarł na grań, a potem do miejsca, które uznał za szczyt Broad Peaku. Schodząc, biwakował w jamie śnieżnej pod przełęczą. Przez cały następny dzień pogoda wciąż była zła. Nie mógł odnaleźć namiotu i zaczął tracić czucie w nogach. W pobliżu biwaku spróbował nawiązać kontakt głosowy z Lwowem, który usłyszał go i wyszedł mu naprzeciw. Tymczasem z bazy ruszyła ekipa ratunkowa: Dąsal, Gardzielewski i Wielicki. Nazajutrz wszyscy się spotkali i już bez problemów wrócili do bazy. Nie był to wprawdzie cel zaplanowany i najbardziej upragniony, jednak pierwszy ośmiotysięcznik w Karakorum został zdobyty zimą przez polskiego wspinacza. Lecz i tym razem Polacy mieli pecha. Masyw Broad Peaku ma dwa wierzchołki oddzielone granią, skalisty jest o siedemnaście metrów niższy od lodowego. Berbeka stanął właśnie na nim, przekonany, że zdobył wierzchołek główny. Dopiero jakiś czas później pomyłka została wyjaśniona, a gdy dokładnie zapoznano się z opisami letnich wejść, okazało się, że co druga wyprawa padła ofiarą takiej samej pomyłki. Nie ulega jednak wątpliwości, że Maciej Berbeka był i jest nadal pierwszym człowiekiem, który przekroczył zimą 8000 metrów w Karakorum. Andrzej Zawada uznał, że zakopiańczyk raz jeszcze wykazał się wyjątkową siłą woli, czyli tym, bez czego nie można zostać wielkim wyczynowcem. Sam Zawada zaś, mimo iż kierowana przez niego wyprawa nie zdobyła K2, ugruntował swoją pozycję lidera wypraw zimowych w góry najwyższe. Sprawa Broad Peaku przez wiele lat ciążyła na relacjach Maćka Berbeki z Andrzejem Zawadą. Dziś, gdy obaj już nie żyją, trudno wyjaśnić do końca, dlaczego Zawada nie powiedział Maćkowi o fatalnej pomyłce. Bo to, że nie zrobił tego wcześniej, gdy jeszcze Maciek był w górze, wydaje się zrozumiałe - zapewne Maciek z pełną determinacją ruszyłby na główny wierzchołek, z którego mógłby nie wrócić. O Broad Peaku opowiadał mi 10 kwietnia 2016 roku Maciej Pawlikowski: "Bronię Andrzeja w sprawie Maćka i Broad Peaku. To on jako kierownik wyprawy zdecydował, że po zejściu do bazy Maciej nie dowiedział się, że nie był na głównym wierzchołku, tylko na przedwierzchołku, Rocky Summit (8028 m). Jeszcze walczyliśmy o K2, z Pawłem Kubalskim z Polskiego Klubu Górskiego byłem w obozie II na Żebrze Abruzzów, kiedy już trwał atak na Broad Peaku. Alek i Maciek poszli na Broad Peak w stylu alpejskim, na lekko. Andrzej Zawada zgodził się na tę koncepcję, wymyśloną wcześniej przez Alka Lwowa, do której przekonał Maćka Berbekę. Zezwolenia na Broad Peak nie było, panowało jednak przekonanie, że po fakcie wszystko się załatwi. To, co działo się między Andrzejem w bazie i Maćkiem, który był przekonany, że jest na szczycie głównym Broad Peaku, znam tylko z opowieści kolegów. Jak już wspomniałem, w tamtym czasie jeszcze próbowaliśmy dokonać czegoś na K2. Widzieliśmy, jak zachodzące słońce krwawą łuną, wróżącą załamanie pogody, oświetlało pięknie Broad Peak. Z bazy widziano Maćka, jak samotnie idzie do góry. Po chwili stracili go z oczu, a po kilkunastu minutach, gdy Zawada nawiązał z nim kontakt, Maciek powiedział, że jest na szczycie. W bazie rozległo się ››Hura, hura!‹‹, lecz Wielicki trącił Zawadę, mówiąc, że to niemożliwe, że do szczytu jest jeszcze godzina, a Maciek jest na przedwierzchołku. Na to Zawada, co świadkowie później potwierdzili, spacyfikował Wielickiego: - Cicho bądź, jeśli mówi, że jest na szczycie, to jest! Co będziesz mi tu chrzanił, uspokój się! Próbowali się włączyć w dyskusję Heinrich i Cichy, tylko że Cichy nie znał topografii głównego wierzchołka, a Wielicki znał ją bardzo dobrze. Jednak Zawada nie pozwolił sobie nic powiedzieć i wiadomość poszła w świat. Czy tak postąpił, bo potrzebny był sukces? Rzeczywiście, wyprawie potrzebny był sukces - K2 nie zdobyto, ale przynajmniej Polacy zdobyli zimą inny ośmiotysięcznik, jednak nie tak honorny jak K2. A co mogło się wydarzyć, gdyby Maciek zorientował się, że nie jest na szczycie głównym i poszedłby dalej? Zawada wiedział, że za chwilę zapadnie noc, pogoda się psuła, za parę godzin rzeczywiście się załamała. W tej sytuacji szanse Maćka na zdobycie głównego wierzchołka i bezpieczny powrót do bazy były równe zeru. Można powiedzieć, że swoją decyzją Andrzej ocalił Maćkowi życie na dwadzieścia pięć lat.