Ludzie z lękiem wysokości nie powinni tego oglądać ani nawet czytać. W ramach akcji charytatywnej 34-letni John Bream z Anglii, nazywany przez kolegów Flying Fish, czyli Latająca Ryba, postanowił pobić rekord w skoku z najwyższej wysokości bez spadochronu do wody z pokładu samolotu lub śmigłowca (tak, w Księdze Rekordów Guinnessa jest dokładnie taka kategoria). Celem akcji miała być promocja działalności dwóch organizacji zbierających środki na pomoc psychologiczną dla weteranów wojennych: All Call Signs i Support Our Paras. Powód był szczytny, więc Bream nie zwlekał, kiedy tylko nadarzyła się okazja do wykonania szaleńczego skoku. W październikowy poranek wyruszył wraz z ekipą lekarzy i operatorów nad Solent - cieśninę znajdującą się pomiędzy południowym wybrzeżem Anglii a wyspą Wight. Śmigłowiec wyniósł Latającą Rybę na wysokość 40 metrów, a ten po krótkiej konsultacji z pilotem, wyskoczył z pokładu. Śmiałek leciał krótką chwilę, po czym z impetem uderzył w wodę. Wtedy właśnie, jak sam przyznaje, stracił przytomność na kilka sekund, co było szczególnie niebezpieczne, gdyż tkwił ciągle w wodzie. Specjalny kombinezon wyniósł go jednak na powierzchnię, a sam Bream obudził się i dał radę pomachać do kolegów siedzących w pontonie. Na lądzie ratownicy obejrzeli go ze wszystkich stron. Poza utratą przytomności Bream przypłacił skok sporą ilością siniaków i ogromną raną na plecach, którą nazwał "zadrapaniem". Na wszelki wypadek został przetransportowany do szpitala na obserwację.