Może jeszcze ktoś do dziś się uśmiecha, kiedy przypomni sobie dreszczyk emocji, jaki przechodził, zanim rodzice wpuścili świętego dobrodzieja z workiem pełnym zgrzebnych (bo i czasy nie były lekkie) prezentów. Dziś większości dzieci takie zjawisko już nie grozi. Święty przegrał, bo był za pobożny i za mało komercyjny. Po zastąpieniu świętego Mikołaja bliżej nieokreślonymi "mikołajkami" grozi nam jeszcze jedna, tym razem dużo poważniejsza rewolucja. Spece od nowomowy już powoli zamieniają nasze Święta Bożego Narodzenia na Seasons Greetings. Nie, nie chodzi o jakiś Paryż, Rzym czy inny Nowy Jork... Misjonarze nowych czasów dotarli także nad Wisłę! Ale po kolei... Tegoroczna inwazja świątecznego nastroju rozpoczęła się w Polsce ponoć już w Zaduszki. Ponieważ należę do grupy osób spędzających początek listopada raczej w zadumie nad przemijaniem i w okolicach cmentarzy niż w supermarkecie, osobiście nie czułem się owym komercyjnym uderzeniem za bardzo dotknięty. Niestety, obudziłem się za późno: kiedy parę dni temu ruszyłem w bój, chcąc wyręczyć zapracowanego św. Mikołaja, okazało się, że nobliwego starca w mitrze i z pastorałem już nie ma. Spotkałem tabuny człekopodobnych stworów poubieranych w jakieś dziwaczne stroje, jakby żywcem pościągane z ogrodowych krasnali. Fakt: Święty nie zniknął wczoraj, ani nawet przed rokiem - to proces towarzyszący nam od wielu lat, ale do niedawna (choć powoli zmieniał strój i wygląd) zawsze mówiło się o "świętym Mikołaju", a w okolicach 6 grudnia przypominano prawdziwą historię i wielowiekową legendę o dobrym biskupie. Od pewnego czasu słowo "święty" zniknęło, jakby nikt nie chciał się tłumaczyć, kto, co i dlaczego to wszystko wymyślił. Można powiedzieć, że i tak mieliśmy lepiej niż np. Amerykanie, gdzie w połowie lat 30. postać świętego skomercjalizowała Coca-Cola, przebierając wesołego starca w czerwony kaptur, takiż obszyty futerkiem kubrak i wysokie buty. Miał ponoć tylko zagrać w reklamie, ale tak się spodobał (jak to bywa w życiu), że został już na stałe. Rzecz w tym, że nie chodzi tu o coraz bardziej wymyślne i głupawe stroje, a o przekreślenie pewnej tradycji i symboliki. Samego Mikołaja ratowało jeszcze jakoś magiczne słowo "święty", ale ponieważ we współczesnych świątyniach konsumpcji brzmiało jakby z innego świata, więc najpierw je wyrzucono, a samego Mikołaja zredukowano i przeniesiono do kultury świeckiej. Niestety, stara zasada: "dasz palec wezmą rękę" sprawdziła się także i w tym przypadku. Oto od lat mozolnie lansuje się termin "mikołajki". Jeszcze gdyby chodziło o jakąś rodzinę świętego biskupa, dałbym spokój, ale "mikołajki" z rodziną nie mają nic wspólnego - wręcz przeciwnie, chodzi o detronizację prawdziwego patrona grudniowego dnia i totalne usunięcie go z naszej wyobraźni. W mozolnej pracy spece od reklamy i promocji mogą liczyć nie tylko na nasze intelektualne i kulturowe lenistwo, ale i mocne wsparcie tych, którzy w grudniu muszą zarobić więcej. Mikołajki (zwracam uwagę na liczbę mnogą) mogą zatem trwać i od Zaduszek aż po same święta. Liczy się przecież długość sezonu na zakupy. To paradoksalne, ale podobna detronizacja świętego Mikołaja nie udała się komunistom, lansującym Dziadka Mroza. A ponieważ nieszczęścia chodzą parami, na jednym z krakowskich sklepów, niemal w cieniu Kościoła Mariackiego, który każdemu kojarzy się z krakowską szopką, znalazłem artystycznie wypisane życzenia z okazji.... No właśnie, już nawet nie Świąt Bożego Narodzenia, i nawet nie były to jakieś Merry Christmas, ale nieokreślone Seasons Greetings... Tak więc na naszych oczach, po uporaniu się ze świętym Mikołajem, zaczyna się sekularyzacja samego Bożego Narodzenia. Czy znikną szopki i żłóbki ze świątecznych kartek? Pewnie jeszcze nie w tym roku (pocieszmy się, że przynajmniej nie ze wszystkich), ale dłużej nie warto udawać, że problemu nie ma. Paradoksalnie dzieje się tak także dlatego, że wzruszamy ramionami, kiedy widzimy te idiotyzmy na świątecznych kartkach, które wysyłamy. Nie chodzi o jakąś wojnę na symbole, raczej o coś, co jest ponad to - o refleksję nad tym, skąd to wszystko się wzięło i jaki miało początek. I nie ma się co przejmować, że ktoś nas wyśmieje, jeśli będziemy podkreślali religijny i tradycyjny rodowód dnia Świętego Mikołaja czy samych Świąt Bożego Narodzenia. Wręcz przeciwnie: historia pokazuje, że narody pozbawione swoich cywilizacyjnych korzeni umierają. Łatwo nie będzie, wszak tzw. kultura konsumpcji nie lubi konkurencji, nawet - a może przede wszystkim - z Panem Bogiem. Ks. Kazimierz Sowa