Na początku lat 90. szybko spadła popularność polityki "grubej kreski" i rozpoczęcia budowy nowego państwa bez pamiętania o błędach przeszłości. Pojawiły się propozycje rozliczenia polityków i ważnych urzędników państwowych za to, co robili i kim byli przed 1989 rokiem. Lustracja w powijakach, czyli "lista Macierewicza" Pierwszą próbą zadośćuczynienia roszczeniom lustracyjnym była słynna "lista Macierewicza". Uchwała Sejmu z 28 maja 1992 r. zobowiązywała ministra spraw wewnętrznych - którym był wtedy Antoni Macierewicz - do ujawnienia nazwisk posłów, senatorów i urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, którzy w latach 1944 - 1990 współdziałali z Urzędem Bezpieczeństwa lub Służbą Bezpieczeństwa. Sejm otrzymał taką informację już sześć dni później, jednak obejmowała ona tylko posłów, senatorów oraz członków Rady Ministrów i Kancelarii Prezydenta. Na liście Macierewicza znalazło się 39 posłów i 10 senatorów. Byli na niej m. in. Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Jaskiernia, Andrzej Olechowski, Leszek Moczulski czy Lech Wałęsa. Lista wywołała burzę na scenie politycznej. Krytyka dotyczyła głównie pośpiechu i pozbawienia osób lustrowanych prawa do obrony. Uchwałę zaskarżono do Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że jest ona sprzeczna z konstytucją. Stwierdził jednak, że lustracja może być przeprowadzona pod warunkiem zagwarantowania osobom lustrowanym konstytucyjnego prawa do sądowej kontroli ustaleń. Prokurator lustracyjny, czyli Rzecznik Interesu Publicznego Furtkę pozostawioną przez sąd wykorzystano kilka lat później. Projekt lustracji według Bogdana Pęka (wtedy PSL, dziś LPR) zakładał, że osoby objęte lustracją zobowiązane będą do złożenia oświadczeń dotyczących pracy w organach bezpieczeństwa PRL lub tajnej współpracy z tymi organami, a fakt tej współpracy będzie podawany do wiadomości publicznej. Według projektu, przyznanie się do współpracy z organami bezpieczeństwa nie miało się wiązać z żadnymi sankcjami prawnymi, a jedynie z upublicznieniem tej wiadomości. Tylko zatajenie tych okoliczności miało pociągać za sobą pozbawienie kłamcy lustracyjnego prawa zajmowania funkcji publicznych przez 10 lat. Powołano do życia instytucję Rzecznika Interesu Publicznego - swego rodzaju prokuratora. Rzecznik bada wstępnie oświadczenia, a gdy na podstawie akt służb specjalnych PRL nabierze wątpliwości co do prawdziwości czyjegoś oświadczenia, kieruje wniosek do Sądu Lustracyjnego, który sprawdza je i wydaje wyrok. "Nie wszystko się udało", czyli 6 lat Nizieńskiego 1 stycznia 1999 roku stanowisko Rzecznika Interesu Publicznego objął sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, Bogusław Nizieński. W ciągu 6 lat jego urzędowania oświadczenia lustracyjne złożyło ponad 20 tys. osób. Rzecznik skierował w tym czasie ponad 150 wniosków do Sądu Lustracyjnego o stwierdzenie zgodności oświadczeń lustracyjnych z prawdą. Wśród osób, których one dotyczyły, przewijały się nazwiska z pierwszych stron gazet. Zarówno z prawa, jak i z lewa. Z jednej strony Leszek Moczulski, Janusz Tomaszewski czy Marian Jurczyk, z drugiej zaś - Włodzimierz Cimoszewicz czy Józef Oleksy. Sposób prowadzenia niektórych spraw budził wiele wątpliwości co do sensowności polskiego sposobu na lustrację. "Nie wszystko się udało" - przyznaje obecnie sam Nizieński, który mimo wszystko broni lustracji: "Mimo wszystko, mimo tych piętrzących się trudności i tych zakrętów, przez które przechodzi proces lustracji w Polsce uważam, że ta lustracja jest naszemu krajowi potrzebna, ponieważ pozwala jednak na pewną przejrzystość społeczeństwu w osoby pełniące funkcje publiczne" - mówił na czacie w portalu INTERIA.PL w 2002 r. Nizieński broni się też przed zarzutami, że ulega naciskom i że lustracja była wykorzystywana do gier politycznych. "Panowie redaktorzy - mówił wywiadzie dla radia RMF - przecież ja mam za sobą trening sędziego kilkudziesięcioletni. Gdzież ktoś by się odważył wywierać nacisk, ażeby wymusić coś na Rzeczniku Interesu Publicznego, czy jego zastępcach. Absolutnie" - zapewniał. Teraz Olszewski, czyli to jeszcze nie koniec 31 grudnia 2004 roku dobiegła końca 6-letnia kadencja Nizieńskiego. Zastąpił go sędzia z Krakowa, 63-letni Włodzimierz Olszewski - były szef Krajowej Rady Sądownictwa i obecny członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. Czego możemy się spodziewać po jego pracy? Nizieński przekazał następcy 30 rozpoczętych już postępowań, których konsekwencją może być wniosek do sądu. Nizieński ustalił również, że 588 osób podlegających lustracji zarejestrowano w ewidencji służb PRL jako agentów, ale nie ma wystarczających dowodów do wszczęcia wobec nich procesów. W toku są ciągle procesy znanych ludzi - Józefa Oleksego, Leszka Moczulskiego czy Jerzego Jaskierni. Kto wie, czy nie pojawią się również nowe nazwiska. Jak pokazała sensacyjna grudniowa informacja o rzekomej współpracy ze służbami PRL-u Małgorzaty Niezabitowskiej, byłej rzecznik rządu Tadeusza Mazowieckiego, być może przed nami jeszcze wiele lustracyjnych niespodzianek. Bogusław Nizieński był gościem czata INTERIA.PL. Mówił na temat pracy rzecznika, przeszkód, jakie napotyka proces lustracyjny, a także o tym, co być może jeszcze kryją teczki specsłużb PRL-u. Przeczytaj relację