Zacznijmy od końca, bo finał dwudniowej krakowskiej imprezy, o który zadbali Calvin Harris i polski duet PRO8L3M, należał do bardzo udanych. Szkocki DJ i producent dał świetny show wsparty znakomitymi rozwiązaniami sceniczno-świetlnymi. Harrisowi udało się znaleźć złoty środek. Udowodnił, że nie jest li tylko jednoosobową fabryką przebojów, a podczas występów na żywo sprawnie porusza się w świecie wysublimowanej elektroniki. Najciekawsze w jego secie były zresztą fragmenty między dobrze znanymi fanom piosenkami. A tymi oczywiście Harris naszpikował swój występ - wybrzmiały zarówno te najnowsze, jak "One Kiss" czy "Promises", ale i nieco starsze hity pokroju "Sweet Nothing", "We Found Love" i "This Is What You Came For". Może narażę się tym setkom fanów, których na KLF przyciągnął raper Post Malone, ale mimo wszystko przejmujący po nim scenę Harris zdecydowanie przyćmił amerykańskiego kolegę. Jeden z najpopularniejszych obecnie młodych raperów został znakomicie przyjęty już rok temu, podczas swojego występu na Open’er Festival. W tym czasie zainteresowanie jego postacią zdążyło nad Wisłą jeszcze wzrosnąć, o czym świadczyła imponująca frekwencja pod sceną i dobra znajomość wyśpiewywanych razem z Post Malonem tekstów. Nie tylko do bijącego rekordy popularności "Rockstar". Muzycy Years & Years to stali bywalcy polskich festiwali i nie musi się to zmieniać, skoro zespół ten tak świetnie ewoluuje. Ci, którzy mieli okazję zobaczyć Brytyjczyków w ubiegłym roku na Open'erze, pamiętają, że tamten występ był bardziej queerowy. Tym razem Olliemu na scenie nie towarzyszyli tancerze, a on sam - mimo że rozkosznie uroczy - był bardziej zachowawczy. Nie na tyle jednak, by nie rozkręcić dobrej imprezy w rytmie takich kawałków, jak "Desire", "Sanctify" czy "Palo Santo". Znakomity koncert dał tego dnia również Błażej Król z zespołem. Nieoglądający się na innych, podążający swoją muzyczną ścieżką artysta ma niesamowitą umiejętność hipnotyzowania swojej publiczności (idzie mu to znacznie lepiej niż bohaterowi klipu "Te smaki i zapachy") i tworzenia intymnej przestrzeni. Świetne poetyckie teksty, sceniczny luz, pozornie niezdarna, bezkompromisowa konferansjerka i wysmakowane aranżacje tworzą całość, którą pochłania się z przyjemnością. Król to obecnie jeden z najciekawszych polskich artystów, a kto nie zajrzał na jego koncert na KLF, ten niech nadrobi jesienią. Na koniec uwaga, która nie mogła nie paść. Pierwszego dnia festiwalu na scenach wystąpiły zaledwie trzy kobiety. Drugiego tylko Rosalie. Dla tych, którzy wolą liczby - kobieca reprezentacja na tegorocznej edycji stanowiła raptem 25 proc. To naprawdę nie jest kwestia braku utalentowanych artystek, bo tych choćby w Polsce mamy spore grono. Drogi Kraków Live Festival, masz nad czym popracować w ciągu najbliższego roku ;)