Odpytywani przez dziennikarza urzędnicy spokojnie odpowiadali, że ów pan słusznie dostał wyrok, bo powinien się zgłosić do konserwatora, dostać pozwolenie na sprzedaż pianina, jako powstałego jeszcze przed wprowadzeniem międzynarodowego zakazu handlu kością słoniową, i już. Zanim ktoś wpadnie w rechot, to warto zauważyć, że młodemu człowiekowi przez wydanie głupawego wyroku właśnie złamano życie. Bo do większości zajęć i prac, jakie może podjąć inteligent, potrzebne jest czyste konto w postaci zaświadczenia o niekaralności. A on znalazł się w rejestrze skazanych! Za nieznajomość prawa, którego - jak podejrzewam - nie zna 99 proc. właścicieli pianin, starych lasek z gałką z kości czy pań mających torebki ze skóry aligatora. I oczywiście nie chodzi tutaj o banalną historyjkę jednego z tysięcy skrzywdzonych przez państwo obywateli, tylko o ewolucję systemu (nie tylko w Polsce), ku staremu, dobremu i sprawdzonemu modelowi czasów komuny, kiedy to nie było obywateli niewinnych, mogli być tylko niewykryci albo jeszcze nie oskarżeni. A wszystko to jest wynikiem rosnącej omnipotencji państwa. I nieustannych pomysłów na ograbienie i utrudnienie życia obywatelom. Bo państwo nie potrafi wprawdzie zapewnić mi elementarnego bezpieczeństwa, kiedy złośliwa sąsiadka rysuje mi gwoździem samochód (strata około 2 tysięcy złotych), ale będzie mnie wychowywało do niejeżdżenia tym samochodem, malując idiotyczne bus-pasy na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie, gdzie jeszcze nigdy (a jeżdżę tamtędy kilka razy dziennie) nie widziałem na pustym pasie więcej niż dwóch autobusów na odcinku mniej więcej kilometra. Widzę natomiast czujnie zaparkowany na chodniku lub w zatoczce samochód straży miejskiej, kasującej z lubością każdego, kto na ów pusty pas z permanentnego korka zjechał. Teraz dowiadujemy się, że jeśli mąż da stówę żonie na zakupy (albo odwrotnie), a przypadkiem mają rozdzielność majątkową, to zapłaci podatek. Cóż, to prosty sposób na to, by spora część obywateli stała się przestępcami. I tak już nimi jesteśmy, bo niech ktoś się przyzna, czy nigdy nie pożyczył paru stów koledze z pracy (albo nie poprosił o pożyczkę). A to też powinno zostać zgłoszone w stosownym urzędzie. Nie jesteśmy wyjątkiem. Cały świat zachodni jest zalany tysiącami regulacji prawnych. Żyjemy w społeczeństwach przestępców. Na każdego można znaleźć jakiś paragraf. Tak jak na mieszkańców Waszyngtonu, gdzie jest prawnie zakazane uprawianie seksu w pozycji innej niż misjonarska. Więcej: jeśli byłeś w stolicy USA ze swoją dziewczyną i kochaliście się w hotelowej łazience pod prysznicem, to w formularzu wizowym należy ujawnić, iż dopuściliście się przestępstwa na terenie Stanów, a wtedy: by, by USA! Jeszcze gorzej jednak, jeśli o tym nie napiszecie, a porzucona narzeczona złoży stosowny donos. Wtedy mogą was ścigać niczym Polańskiego, przez 50 lat. I niczego się nie spodziewając, pojechawszy na starość na narty do Szwajcarii, wyjdziecie z hotelu w kajdankach! Absurd? Być może. Ale miliony bzdurnych zakazów pomnożone przez miliony kamer monitoringu i miliony urzędników od pilnowania obywateli doprowadzą w końcu do takiej sytuacji. Rachunek prawdopodobieństwa jest nieubłagany. Wiadomo, że jeśli posadzi się wystarczająco dużo szympansów przed wystarczającą liczbą maszyn do pisania na wystarczająco długi czas, to, stukając bez ładu i składu w klawiaturę, któryś w końcu napisze "Hamleta". Obserwując kolejne idiotyzmy i kolejne ingerencje w nasze życie, kolejne słupki na ulicach i fotoradary w śmietnikach, kolejne pomysły podatkowe itd. mam niedoparte wrażenie, że "Rok 1984" Orwella był lekką i wesołą komedią, którą życie zdecydowanie przerosło. Zawsze byliśmy dumni z tego, że nasz zachodni świat to oaza wolności w porównaniu z systemami azjatyckimi. I dziwiliśmy się, jak Chińczycy czy Japończycy mogą znieść ciśnienie kolektywizmu. Teraz kolektyw zabrania nam zainstalować antenę satelitarną na balkonie, kolektyw stawia słupki na chodnikach, przy aplauzie kolektywu za pedofilię aresztują ojca, który przytulił własną córkę na plaży oraz faceta, który chodził nago po własnym domu (bo obraził tym moralność sąsiada - autentyk z USA). I co? Nic, leziemy jak potulne barany na rzeź. Co więcej odbywa się to przy aplauzie sporej części obywateli. Były dotychczas dwa skrajne modele społeczne. Jeden to świat westernu, w którym wolni ludzie sami regulowali konflikty za pomocą colta albo (częściej) społecznego wykluczenia, a sędzia federalny przyjeżdżał raz do roku sądzić morderców i koniokradów. Drugi to model chiński, w którym obywatel poddany nieustannej kontroli musiał na wszystko mieć zezwolenie władzy państwowej i był tylko trybikiem społecznej maszyny. Oglądając wiadomości, takie jak o skazaniu nieszczęsnego posiadacza pianina, mam wrażenie, że już mieszkamy w mandaryńskich Chinach. Jerzy Marek Nowakowski