Większość spraw na terenie Wielkiej Brytanii należy załatwiać osobiście. Takie obostrzenia doprowadziły do gigantycznych kolejek z londyńskim konsulacie. Średnio na załatwienie swojej sprawy należy przeznaczyć 3-4 godzin. Tyle bowiem zajmuje przesunięcie się z końca kolejki do jej początku. Wydawać by się mogło, że emigranci przywykli do kolejek, które doskonale znają z polskich banków i urzędów pocztowych, w których wykonanie przelewu lub zakup znaczka często graniczy z cudem. A jednak zbyt długi czas oczekiwania na swoją kolej budzi w rodakach agresję, a w konsulacie często dochodzi do bójek. Jak donosi Gazeta Wyborcza, miejscowa policja już do tego przywykła. Powodem tej napiętej sytuacji jest zbyt mała liczba zatrudnionych w Konsulacie RP osób. Te, które pracują, nie dają sobie rady z natłokiem zadań. Robert Rusiecki, konsul generalny RP twierdzi, że wysłał do MSZ prośby o zwiększenie liczby pracowników, ale dostał odpowiedź odmowną, bo jak tłumaczy MSZ - nie ma wolnych etatów. Tymczasem w dziale paszportowym pracuje zaledwie dziewięć osób. Z pięciu okienek czynne są cztery, a interesanci mają na załatwienie swoich spraw zaledwie 5-6 godzin, bo tyle czasu urzędnicy są do dyspozycji imigrantów. Chociaż to właśnie Londyn jest jednym z priorytetów MSZ - jak zapewnia Ryszrd Otaś - to wciąż brakuje pieniędzy na zatrudnienie kolejnych osób. Jak informuje Gazeta, od maja ma jednak ruszyć nowy konsulat w Manchesterze.