Od wtorku, 24 listopada, każda osoba, która wie o przypadku pedofilii albo o jej ukrywaniu, może złożyć wniosek o zbadanie sprawy przez państwową komisję ds. pedofilii. Wnioski można składać osobiście, e-mailem lub wysłać pocztą. Do zadań komisji należy też m.in. badanie spraw, które uległy przedawnieniu i wpisywanie pedofilów do rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym. Komisja ma także możliwość monitorowania toczących się postępowań i występowanie przed sądem jako oskarżyciel posiłkowy. Komisja utworzona została na mocy ustawy, która weszła w życie we wrześniu ub.r. Jej powstanie zapowiadał wcześniej premier Mateusz Morawiecki po emisji filmu braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu". Nowo powołani członkowie komisji złożyli ślubowanie w lipcu 2020. W skład komisji wchodzi siedmiu członków reprezentujących: Sejm; Senat; prezydenta; premiera i rzecznika praw dziecka. "Od półtora roku nie podjęto żadnych konkretnych działań" Według szefa biura prasowego Konfederacji Tomasza Grabarczyka, działania podejmowane przez rząd w kwestii problemu pedofilii nie przekładają się na żadne realne efekty. - Stan na dzisiaj jest taki, że dwa dni temu ruszyły prace komisji. Po półtora roku od zapowiedzi o tym, że komisja powstanie ruszyły dopiero jej prace, a w zasadzie to przychodzą dopiero zgłoszenia od osób, które bądź to wiedzą o takich przykrych sytuacjach związanych z pedofilią, bądź same są ofiarami, albo są w stanie wskazać sprawców - mówił Grabarczyk na czwartkowej konferencji w Sejmie. Jak dodał, "od półtora roku nie podjęto żadnych konkretnych działań, które miałby skuteczny wpływ na walkę z tym straszliwym procederem, jakim jest pedofilia". - Więc pytamy, po co ta komisja jest? Czy po to, by po prostu pozorować jakieś działania i udawać, że państwo coś robi? Czy może po to, że - jak przedstawiciele środowisk celebrytów, czy hierarchów kościoła - zamiatać ten problem pod dywan - pytał. Jak wyjaśniał nam Błażej Kmieciak, przewodniczący państwowej komisji ds. pedofilii, jej utworzenie nie było prostym zadaniem. - Powierzono nam, głównie mi jako przewodniczącemu, zadanie skonstruowania urzędu od zera. Trzeba było załatwić wszystko, nawet najmniejsze drobiazgi, a ja nie miałem żadnego pracownika. 1 października ruszyliśmy z zabezpieczeniem finansowym z budżetu państwa. Wcześniej czekaliśmy na rozporządzenie premiera, które dałoby mi możliwość zatrudnienia dyrektora generalnego biura. Po czterech miesiącach od ślubowania mamy zupełnie nowy urząd, który jest w rejestrach, systemach, który ma pracowników, który rozpoczyna bezpieczne przyjmowanie zgłoszeń. Łatwo powiedzieć, że mogliśmy robić to już w sierpniu. Ale gdzie i jak ja miałem to robić? Na prywatnym profilu na Facebooku? - pytał w rozmowie z Interią. Więcej tutaj. "Presja filmów powoduje reakcje rządu" - Jeśli PiS chce, to przepycha kolanem wszystkie ustawy i działa bardzo szybko, a tutaj mamy do czynienia z tym, że de facto presja filmów powoduje reakcje rządu - mówił poseł Krzysztof Tuduj. Jak dodał, komisja do spraw pedofilii już działa, ale dopiero półtora roku od nagłośnienia problemu zaczęła przyjmować zgłoszenia. "Domagamy się przyspieszenia, domagamy się konkretnego działania tej komisji" - oświadczył. Tuduj ocenił też, że "karygodnym" było jest odrzucenie przez Sejm kandydatury na członka komisji ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. - Pedofilia w kościele jest marginesem problemu pedofilii, ale nawet ten margines nie może być zamiatany pod dywan (...) apelujemy do hierarchów o zdecydowane działania - podkreślał poseł. Zaznaczył, że karze nie powinny podlegać tylko czyny pedofilskie, ale także ich ukrywanie. Zdaniem posła Artura Dziambora nie widać też efektów działań podjętych przez służby ws. działającego w Sopocie lokalu Zatoka Sztuki, przedstawionej w filmie Sylwestra Latkowskiego "Nic się nie stało".