Po długim śledztwie i prawie rocznym procesie nie udało się udowodnić, że były szef PZU Życie działał na szkodę tej spółki, powodując straty liczone w setkach milionów złotych. Wczoraj warszawski sąd zdecydował, że Wieczerzak może wyjść z aresztu za kaucją w wysokości 2 mln zł. Poręczenie może wpłacić sam oskarżony, ktoś z jego rodziny lub inna osoba (może to być też firma), ale sąd musi wiedzieć, kto wpłacił pieniądze. - Osoba wpłacająca kwotę przyjmuje na siebie obowiązek zapewnienia udziału oskarżonego w rozprawie i że ta osoba nie będzie np. mataczyła w sprawie - wyjaśnia sędzia Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie. Gdyby się okazało, że oskarżony utrudnia prowadzenie sprawy, sąd decyduje o przekazaniu kaucji na rzecz Skarbu Państwa. Sąd jednak nie bada, czy pieniądze pochodzą z legalnego źródła. - Sąd właściwie nie ma możliwości zbadania, skąd ta kwota pochodzi, bo musiałby przeprowadzić w tym zakresie stosowne postępowanie. To trudno sobie wyobrazić - dodaje sędzia. Teoretycznie takimi sprawami zajmują służby skarbowe, a nie sąd. Zdaniem wielu komentatorów cały proces byłego szefa PZU Życie zamienia w blamaż prokuratury. Tak uważa np. poseł Prawa i Sprawiedliwości, prokurator Zbiegniew Wassermann. - Pełniący obowiązki szefa Prokuratury Apelacyjnej nie gwarantuje skutecznego działania prokuratury - mówi. Posłuchaj: