Pięćset lat temu Hiszpania tkwiła w okowach lęku i zabobonu. Rządzili nią królowie i bezwzględna inkwizycja tępiąca tych, którzy ośmielili się marzyć" - tym mało optymistycznym wstępem Ridley Scott zaczyna swój film "1492. Wyprawa do raju". Takie spojrzenie na Hiszpanię epoki odkryć geograficznych jest dziedzictwem istniejącej po dziś dzień tzw. czarnej legendy (la leyenda negra). W XVI w. Hiszpania stała się największym europejskim mocarstwem, ciągnącym się przez całą Europę, od Austrii przez Holandię, aż do Nowego Świata. Ekspansja katolickiego imperium zbiegła się w czasie z narodzinami protestantyzmu. Nic dziwnego, że Hiszpanie szybko dorobili się rzeszy zatwardziałych wrogów. Anglicy, Holendrzy i Niemcy, bezsilni wobec politycznej potęgi Habsburgów, rozpoczęli pierwszą nowożytną wojnę propagandową. Jej owocem był wizerunek Hiszpanów jako fanatycznych katolików, ludzi ciemnych, lubujących się w okrucieństwie, u których mistycyzująca dewocja przeplata się z niewyobrażalną chciwością. W filmie Scotta uosobieniem tych cech jest demoniczny szlachcic de Moxica. Z "czarną legendą" rozprawiano się już wielokrotnie. Współcześni historycy, tacy jak Amerykanin Woodrow Borah, zwracają uwagę na to, że katoliccy koloniści iberyjscy włączyli Indian do swojej społeczności, podczas gdy osiadli w Ameryce Północnej anglosascy protestanci często prowadzili politykę eksterminacji. Filmowy Kolumb Ridleya Scotta, grany przez Gerarda Depardieu, nie tylko z wyglądu przypomina legendarnego odkrywcę. Francuski aktor sprawnie ukazuje jego złożoną osobowość. Widzimy osobiste ambicje, walkę o bogactwo, konfliktowy charakter, miłość do konkubiny, z którą związał się po śmierci żony, oraz relacje z synami. Ale nad tym wszystkim góruje motywacja religijna. Scott nie wahał się przedstawić mistycyzującej strony umysłowości Kolumba, proroka owładniętego poczuciem misji. To zasługa amerykańskiego reżysera, a sceny, takie jak pierwsze wyjście na ląd w Nowym Świecie lub zakończenie budowy pierwszego kościoła na nowej ziemi, na długo pozostaną w pamięci widza. A jednak filmowy Kolumb skonfrontowany z Kolumbem historycznym zdaje się religijnie letni. Kolumb heretyk? Powstały pod wpływem oświecenia wizerunek Kolumba - innowatora, prekursora reformacji, który odrzuca uniwersyteckie i teologiczne dogmaty swojej epoki - jest daleki od prawdy. Wicekról Indii Wschodnich opierał swoje teorie geograficzne na ówczesnej wiedzy żeglarskiej oraz samodzielnych studiach i dysputach z wybitnymi geografami i astronomami. Syn Krzysztofa Kolumba, Ferdynand, w biografii ojca wskazuje na prace Arystotelesa, Pliniusza Starszego, Marca Polo jako źródła wiedzy odkrywcy Nowego Świata. Jednak szczególny wpływ na jego teorie wywarły koncepcje XV-wiecznych uczonych: filozofa i teologa Pierra d'Ailly (1350-1420) oraz geografa Paola Toscanellego (1397-1482). Nie byli to wcale ścigani przez inkwizycję heretycy, ale powszechnie uznani uczeni, których teorie powszechnie dyskutowano. Mimo szybkiego rozwoju wiedzy żeglarskiej w XV w. iberyjscy żeglarze woleli trzymać się w bezpiecznej odległości od lądu. Wypłynięcie na otwarty ocean uważano za ryzykowny krok w kierunku piekieł. Krążyły różne teorie o tym, czego można się spodziewać na Zachodzie, a żadna z nich nie była krzepiąca. Niektórzy mówili o pełnej pułapek krainie zamieszkanej przez potwory, inni o końcu świata, miejscu, gdzie kończy się ocean. Ostrożni sceptycy byli zdania, że ocean może okazać się nieskończony. Kolumb musiał przekonać swoich towarzyszy, że nie wiedzie ich ku pewnej śmierci, a podróż okaże się opłacalna. Motywacja finansowa mogła w tym pomóc, ale na pewno nie była czynnikiem pierwszorzędnym. Legendarnej żądzy złota kierującej hiszpańskimi odkrywcami towarzyszyło bowiem wiele obaw, związanych nie tylko z trudnymi do przewidzenia niebezpieczeństwami w podróży. Dla zwykłych marynarzy standardy życia i pracy na statku przypominały warunki w łagrach lub obozach koncentracyjnych. Uczestnicy podróży Magellana w czasie rejsu przez Pacyfik zjedli m.in. skórzane pokrowce na żagle, a szczury traktowali jak rarytas. Nic dziwnego, że z 265 uczestników ekspedycji powróciło 18. To, że Kolumb stracił w czasie pierwszej podróży tylko jeden statek, uznano za cud. Krzysztof Kolumb jednak nie miał zamiaru ryzykować dla mirażu fortuny, uważał za to, że warto się poświęcić, skoro taka jest wola Boga. Jak sam napisał: "Bóg uczynił mnie posłańcem Nowego Nieba i Nowej Ziemi, o których mówił w Apokalipsie św. Jana (Ap 21,1), po tym, jak przemówił o tym przez usta Izajasza. On wskazał mi miejsce, gdzie mam je odnaleźć". Te argumenty przekonały nie tylko dwór hiszpański, ale również członków jego załogi. "Księga proroctw" Katolicka motywacja Krzysztofa Kolumba jest stosunkowo mało znana. Nowożytni biografowie odkrywcy, którzy nie chcieli psuć wizerunku oświeconego Genueńczyka, spuścili zasłonę milczenia na jego życie religijne. W zapomnienie poszły nie tylko profetyczne fragmenty listów do hiszpańskich władców, lecz także najbardziej tajemnicze dzieło Kolumba - "Księga proroctw". To powstałe około roku 1501 dzieło było do XX w. znane jedynie nielicznym ekspertom, w większości skłaniającym się ku tezie, że to wyraz frustracji Kolumba po tym, jak utracił wpływy na kastylijskim dworze. Zainteresowanie uczonych dziełem oraz religijnym życiem Kolumba wzrosło dopiero w XX w. W latach 40. historyk Francis Steck zwrócił uwagę na silne związki odkrywcy Nowego Świata z franciszkanami. Zakonnicy wspierali żeglarza w trudnym okresie jego życia, a elementy mistyki franciszkańskiej widoczne są w jego pismach. Na tej podstawie Steck postawił nawet hipotezę, że Kolumb był członkiem trzeciego zakonu franciszkańskiego. Przełomowy okazał się jednak artykuł Jamesa Cummisa "Krzysztof Kolumb: krzyżowiec, wizjoner, sługa boży", który na podstawie analizy "Księgi Proroctw" wykazał, że właściwym celem admirała było spełnienie marzeń średniowiecznych krzyżowców o wyzwoleniu Grobu Pańskiego i przybliżenie nadejścia Królestwa Bożego na Ziemi. Choć nie wszyscy historycy zgadzają się z tezami Cummisa, to zainicjowały one dyskusję nad religijną motywacją Kolumba stawiającą sylwetkę odkrywcy w nowym świetle. Sługa Apokalipsy Zestawienie "Księgi proroctw" z innymi rozrzuconymi pismami ukazuje Kolumba jako katolika i monarchistę przywiązanego do ortodoksji, sławiącego wielkość hiszpańskiej monarchii oraz prymat papieża nad chrześcijańskim światem. Komentując "Księgę proroctw", amerykański historyk Delano C. West zauważył, że "egzegetyczna metoda Kolumba była ortodoksyjna, a jej wnioski konserwatywne. Nie znajdziemy w niej krytyki Kościoła, państwa i społeczeństwa ani nawet najdrobniejszych śladów idei reformacji. Wręcz przeciwnie, jego interpretacje wzmacniały istniejący porządek". XVI-wieczny biskup Bartolome de Las Casas wspominał Kolumba jako człowieka żyjącego modlitwą i działającego w imię boże, regularnie przystępującego do spowiedzi i komunii, oddanego całkowicie dziełu ewangelizacji. Trudno podważyć te słowa, jeśli weźmiemy pod uwagę, że de Las Casas był obrońcą Indian znanym z krytycyzmu wobec hiszpańskiej kolonizacji, a jego pisma stały się źródłem "czarnej legendy" hiszpańskiej konkwisty. Biografowie Kolumba są dziś zgodni, że już w latach 70. XV w. przyszły admirał kastylijskiej floty doszedł do wniosku, że Bóg powierzył mu misję odkrycia nowych lądów i ich chrystianizacji. Odkrywca Ameryki nieustannie odnajdywał wokół siebie znaki powołania. Nawet swoje imię - Krzysztof, po łacinie Christoferens, czyli "niosący Chrystusa" - uważał za znaczące. W napisanym w 1503 r. liście do hiszpańskiej pary królewskiej Kolumb wspominał, że w młodości Duch Święty przemówił do niego słowami: "Bóg rozsławi twoje imię na cały świat i przekaże ci klucze do bram oceanu, które pozostają spętane potężnymi łańcuchami". Gorliwy Genueńczyk uważał, że otrzymał charyzmat określany w scholastyce jako spirituals intellectus, dar rozumienia tajemnic zawartych w świętych i profetycznych pismach. Powołanie Kolumba wzrastało w apokaliptycznej atmosferze, w przededniu reformacji panowało bowiem powszechne przekonanie, że koniec świata jest blisko. Wiele wskazuje na to, że wspomniany Pierre d'Ailly twierdził, iż koniec świata nastąpi za jakieś 155 lat, a Kolumb i jemu współcześni byli przekonani, że te obliczenia są prawdziwe. Chrystianizację Nowego Świata utożsamiano z fragmentami Ewangelii św. Jana (10,16) mówiącymi o nawróceniu owiec, które "nie są z tej owczarni". Odkrycie Ameryki było jednak tylko jednym z elementów większej całości. Według Kolumba skarby Nowego Świata miały posłużyć do sfinansowania wielkiej apokaliptycznej krucjaty prowadzonej pod hiszpańskimi sztandarami. Tuż po powrocie z pierwszej wyprawy Kolumb przekonywał królową Izabellę Kastylijską, żeby wkrótce powołała 50-tysięczną armię krzyżowców. Jej zadaniem miało być wyzwolenie Grobu Pańskiego z rąk niewiernych oraz przepowiedziane w Apokalipsie św. Jana zgromadzenie wszystkich ludów ziemi u stóp góry Synaj. Wówczas Kolumbowi, hiszpańskim władcom, krzyżowcom i całemu chrześcijańskiemu światu pozostawało już tylko wyglądać ponownego przyjścia Chrystusa i nastania Królestwa Bożego na Ziemi. Nikodem Bończa-Tomaszewski