Monika Krześniak-Sajewicz: Czy KNF widzi konieczność doregulowania rynku bankowego poprzez nowe rekomendacje? Które obszary wymagają wydania wytycznych? Kamil Liberadzki, dyrektor Departamentu Rozwoju Regulacji w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego: - Pracujemy nad wydaniem pięciu nowych lub znowelizowanych rekomendacji, w tym związanej z ryzykiem kredytowym "Rekomendacji R", dotyczącej zasad zarządzania ryzykiem kredytowym, obejmującej ujmowanie oczekiwanych strat kredytowych. Dotyczy ona oceny ryzyka kredytowego portfela i zasad kalkulacji odpowiednich rezerw oraz zasad wyceny aktywów kredytowych, tam gdzie stosowana jest tzw. wartość godziwa przez inne dochody całkowite. - Działa ona na styku zasad ostrożnościowych i rachunkowości. Wyjaśnia nowy standard rachunkowości MSSF9 (Międzynarodowy Standard Sprawozdawczości Finansowej 9 - ang. IFRS 9). Polska zalicza się do grona tych krajów, które w pełni implementowały ten standard, który został wprawdzie dookreślony przez wytyczne Europejskiego Nadzoru Bankowego. Niemniej jednak potrzebne są jeszcze pewne uszczegółowienia. Co to oznacza dla banków w praktyce? Jaki jest oczekiwany efekt tej rekomendacji? - Można powiedzieć, że chcemy połączyć ogień z wodą. Czyli z jednej strony uwzględnić kwestię uznaniowości, roli zarządu i rady nadzorczej w kształtowaniu polityki kredytowej banku i zarządzania ryzykiem, a z drugiej osiągnięcia pewnej "automatyzacji" procesu tworzenia rezerw. Chodzi o to, aby ograniczyć możliwość "twórczego" przesuwania ryzyka w czasie oraz o to, żeby nie powieliły się złe doświadczenia instytucji amerykańskich i zachodnioeuropejskich, które pokazały, że ukrywane i niedoszacowane ryzyko kredytowe w pewnym momencie się skumuluje i eksploduje w bilansie, bo wówczas zazwyczaj jest już za późno na działanie. Chcemy poprzez tę rekomendację wprowadzić większy automatyzm przy tworzeniu rezerw, ale nie zdejmując w tej materii odpowiedzialności z zarządu i w części - z rady nadzorczej. W których obszarach kredytowych nadzór widzi dużą dowolność i uznaniowość w zawiązywaniu rezerw? Banki tworzą ostatnio rezerwy na ryzyko prawne związane z kredytami walutowymi. Ich wysokość jest adekwatna? - Nadzór już teraz nie pozwala na zbyt dużą dowolność na podstawie przeprowadzonych inspekcji i tzw. analiz zza biurka. Obowiązują w tym zakresie międzynarodowe standardy rachunkowości. Dążymy do wprowadzenia jasnych reguł dla banków, ale także dla firm audytorskich. Czy to bezpośrednio wpłynie na tworzenie rezerw po ostatnich wyrokach TSUE dotyczących kredytów walutowych oraz konsumpcyjnych? - Tak. W kontekście tych orzeczeń mamy dobry kalendarz, jeśli chodzi o pracę nad rekomendacją, ponieważ uda się wziąć pod uwagę wyroki TSUE, które będą miały wpływ na portfele kredytowe banków. Banki wbrew wcześniejszym, bardzo spokojnym, komentarzom i interpretacjom orzeczenia TSUE, zawiązują wysokie rezerwy na kredyt walutowe. W jaki stopniu ta rekomendacja pomoże odpowiedniemu skalibrowaniu ryzyka prawnego na tych portfelach? - Co do zasady, ryzyko prawne jest elementem ryzyka operacyjnego, a nie kredytowego i tworzenia rezerw związanych z ryzykiem prawnym reguluje standard MSR 37, choć obserwuje się zastosowanie tu MSSF9. Ale jeśli zaczną się pojawiać prawomocne wyroki sądów krajowych w tych sprawach, będzie to prowadzić do zmiany charakterystyki instrumentów finansowych, bo w tym ujęciu kredyt jest instrumentem finansowym i na pewno wówczas te kredyty będą musiały zostać inaczej ujęte w standardzie IFRS 9 - tym samym wejdą w reżim "Rekomendacji R". Czyli które momenty w przypadku zawiązywania rezerw na kredyty walutowe, są kluczowe dla tworzenia rezerw w przypadku umów kredytowych, które mogą przez klientów zostać skierowane na drogę sądową? - Generalna zasada jest taka, że rezerwy powinny być tworzone prospektywnie. W przypadku tzw. kredytów frankowych każdy bank ma inne umowy. W standardzie MSR 37 szacuje się prawdopodobieństwo skierowania sprawy do sądu oraz prawdopodobieństwo porażki banku i w przypadku przekroczenia wartości progowych, tworzy się odpowiednią rezerwę na ewentualność przegrania procesu. W którym momencie przekraczane są wartości progowe? - Przykładowo, w momencie, gdy uznaje się, że prawdopodobieństwo przegrania sprawy w sądzie przez bank przekracza 50 proc. Do kogo należy ocena tego prawdopodobieństwa? - To są kompetencje zarządu i rady nadzorczej, które odpowiadają za sprawozdania finansowe oraz zarządu w zakresie zatwierdzania polityki tworzenia rezerw. Ogromną rolę odgrywają tu oczywiście audytorzy. Jak KNF ocenia ryzyko prawne portfela kredytów walutowych, które może się zmaterializować, jeśli banki będą przegrywać kolejne procesy i będą zapadać prawomocne wyroki? - Ryzyko prawne jest pochodną konkretnych zapisów w umowach. A te są różne, nawet w poszczególnych bankach. Bo były fuzje, przejęcia, migracje portfeli. Pamiętajmy też, że rekomendacje nadzoru są na najniższym stopniu w hierarchii regulacji. Mamy dyrektywy, rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady, rozporządzenia delegowane Komisji i wreszcie ustawy krajowe, które implementują dyrektywy, rozporządzenia krajowe, wytyczne Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA). I wreszcie rekomendacje nadzoru krajowego. Dlatego KNF w wydawanych rekomendacjach może się poruszać w obrębie ograniczonego pola działania. - Pamiętajmy też, że większość polskich banków działa w ramach międzynarodowych grup i te reguły, które projektujemy - nawet dla specyficznej sytuacji występującej tylko na polskim rynku - muszą być spójne w ramach grupy i w ramach ogólnoeuropejskich standardów. - Na pewno "Rekomendacja R" zawiera pewne standardy, które będą miały wpływ na "orezerwowanie" skutków wyroku TSUE. Bo wyrok będzie wpływać na to, w którym koszyku znajdzie się konkretny kredyt. Ale jeszcze raz podkreślam, że jako krajowy nadzór mamy ograniczone możliwości na omawianym polu, bo kluczowe są standardy europejskie. Czy do KNF napływają sygnały np. od audytorów, że są problemy metodologiczne z interpretacją standardów i coś wymaga doprecyzowania, uszczegółowienia, odnośnie do podejścia do kredytów walutowych? - Rekomendacja podlega konsultacjom publicznym. W szczególności zapytania są kierowane do audytorów, banków oraz izb gospodarczych banków, ale konsultowane są oczywiście także z Ministerstwem Finansów, BFG, NBP. Mamy zatem tak ustawiony radar, żeby wyłapywać wszelkie takie sygnały. Kiedy ta rekomendacja ma zacząć obowiązywać? - Obecnie finalizujemy ostatni etap konsultacji i chcemy, żeby Rekomendacja została przyjęta do połowy bieżącego roku. Oczywiście z pewnym vacatio legis. Pod coraz większą obserwacją są kredyty konsumpcyjne. BIK od dłuższego czasy zwraca uwagę na ryzyko związane z rosnącym udziałem kredytów na bardzo wysokie kwoty, na ponad 50 tys. zł, które już są bardziej szkodowe niż te niskokwotowe... - W tym obszarze obecnie nie planujemy nowych rekomendacji, bo obecna Rekomendacja T, w przypadku kredytów o których pani wspomniała, wymaga od banków przeprowadzenia pełnego, nieuproszczonego podejścia do badania zdolności kredytowej. Co ma zmienić przyjęta pod koniec ubiegłego roku nowelizacja "Rekomendacji S", która nakłada obowiązek oferowania kredytów hipotecznych na stałą lub czasowo stałym oprocentowaniu? Jej ostateczna wersja jest dość "miękka" i nie wydaje się, żeby znacząco wpłynęła na polską specyfikę rynku, gdzie blisko 100 proc. kredytów hipotecznych jest opartych na zmiennym oprocentowaniu? - Rzeczywiście w Polsce występuje nietypowa sytuacja - klientom w zasadzie nie oferowano kredytów o stałym i okresowo-stałym oprocentowaniu. Rekomendacja ma to zmienić. Choć przypomnijmy, że banki komercyjne mają rok na jej wdrożenie i już się do niej dostosowują. Ale kilka banków jeszcze przed wydaniem tej rekomendacji oferowało takie kredyty i delikatnie rzecz ujmując nie cieszą się one zbyt dużą popularnością... - Mamy sygnały, że w przynajmniej w dwóch bankach te kredyty cieszą się dużym wzięciem. Czy dotyczy to tylko nowoudzielanych kredytów czy również zamiany już udzielonych i przechodzenia ze zmiennej stopy na stałą? - Na razie te pozytywne sygnały dotyczą nowych kredytów, ale banki będą musiały również zaoferować możliwość zmiany zasad oprocentowania dla istniejących kredytów. Kluczowe w tym procesie będą dwa czynniki. Pierwszy to zdolność banków do absorpcji ryzyka stopy procentowej - banki udzielając kredytów o stałej stopie biorą na siebie wyższe ryzyko ich zmiany - i temu służy "Rekomendacja G", którą chcemy wprowadzić w tym roku, a która każe lepiej mierzyć ryzyko stopy procentowej. - Drugi czynnik wpływający na to czy klienci będą zaciągać kredyty o stałej stopie czy nie, to oczywiście cena. Bo są one w momencie zaciągania nieco droższe od zmiennoprocentowych. Ale z punktu widzenia klienta ten koszt jest pewnego rodzaju ubezpieczeniem od ryzyka zmiany stóp. To klient decyduje czy chce je ponieść czy nie. - Rekomendacja, jak to pani ujęła, jest "miękka", ale nie wolno namawiać klientów na konkretny typ kredytów, bo stopy mogą zarówno pójść w górę jak i w dół. Chodzi też o to, żeby klienci byli rzetelnie poinformowani o zaletach i wadach oraz ryzyku i różnicach koszcie obu typów kredytów. Jednak według rekomendacji, stała stopa musi obowiązywać przez minimum 5 lat i jest to dość krótki okres przy kredytach zaciąganych na 20-30 lat. Wprawdzie jest zapis, że banki powinny starać się wydłużać okres obowiązywania stałej stopy, ale też jest dość "miękki" . W jakim tempie banki powinny wydłużać ten okres stałego oprocentowania? Jakie są oczekiwania nadzorcy? - Nie zostały wyznaczone określone terminy czy docelowe udziały kredytów o stałej stopie, bo mogłoby to doprowadzić do przypadków missellingu, jeśli byłyby wyznaczone twarde limity i banki musiałyby się w nich zmieścić. - Banki muszą być w stanie oferować kredyty przy dłuższej stałej stopie. A to oznacza, że muszą być w stanie zaabsorbować wyższe ryzyko zmiany stopy procentowej i mieć czas na zmiany zasad refinansowania tych kredytów. Mam nadzieję, że wkrótce będą one w stanie oferować również kredyty o oprocentowaniu stałym dłuższym niż przez 5 lat. KNF musi wziąć pod uwagę przy konstruowaniu rekomendacji zarówno bezpieczeństwo sektora bankowego (czyli także klientów-deponentów), jak i interes klientów - kredytobiorców. - Wiemy, że jeśli nie będzie wydłużania okresu stałego oprocentowania, a stopy procentowe gwałtownie wzrosną, to dotknie to zarówno klientów, jak i banki. Bo masowe problemy tych pierwszych stają się automatycznie kłopotem drugich. Banki same powinny sobie przyjąć plan sprzedaży kredytów o stałej stopie. Dlaczego nie dało się "zaszyć" w tej rekomendacji żadnych zachęt do tego, żeby kredyty o stałej stopie mogły być nieco tańsze i różnica między stopą zmienną nie była taka duża? Bo trudno się spodziewać, że Polacy zaczną zaciągać droższe kredyty... - Zachęty można konstruować na dwa sposoby: albo przykręcić śrubę kredytom o zmiennej stopie, albo obniżyć wymogi dla kredytów o stałej. Jeśli chodzi o pierwszy wariant, nie chcemy zwiększać obciążeń dla kredytów o zmiennym oprocentowaniu. A jeśli chodzi o drugi, to poruszamy się w ramach unijnych regulacji, głównie CRR i pole do selektywnego obniżenia wymogów np. dla tej grupy kredytów jest naprawdę niewielkie. Istotną barierą dla obniżenia kosztu takiego kredytu jest słabość rynku kapitałowego w Polsce, bo banki powinny kredyty stałoodsetkowe refinansować emisją długoterminowych obligacji o stałym oprocentowaniu. Mam tu na myśli głównie hipoteczne listy zastawne, a polski rynek nie jest w stanie wchłonąć takich dużych emisji. Nie mówiąc już o warunku niskiego oprocentowania papierów. Może w tym kontekście pewną szansą jest program PPK. Kiedy banki muszą zaoferować możliwość przejścia z oprocentowania zmiennego na stałe dla każdego udzielonego kredytu? - Najpóźniej od początku 2021 roku. Bank musi taką ofertę przygotować i przedstawić "na poważnie", a nie w sposób pozorny. Parametry konwersji kredytu powinny zostać wyliczone w taki sposób, żeby klient mógł realnie dokonać wyboru, a bank zaś w żadnym razie nie poniósł nadmiernego ryzyka stopy procentowej. Z punktu widzenia banków dużą rolę odegra nowelizowana "Rekomendacja G", która z kolei wymagać będzie ostrożniejszego i dokładniejszego zarządzania ryzykiem stopy procentowej. W efekcie będą mogły one w bardziej bezpieczny sposób udzielać kredytów o stałej i okresowo-stałej stopie procentowej, bo bank stanie się mniej wrażliwy na zmianę ceny pieniądza na rynku, przy uwzględnieniu nowego otoczenia regulacyjnego, a przede wszystkim aktualnych wytycznych EBA i dyrektywy CRD5. - Przykładowo banki zapewne w większym stopniu będą polegać na obligacjach. A w mniejszym na depozytach, jako źródle refinansowania kredytów. Kluczowe jest to, żeby bank miał oprzyrządowanie pozwalające na precyzyjny pomiar ryzyka stopy procentowej. W efekcie będzie się to przekładać na lepsze skalibrowanie marży kredytowej w stosunku do rzeczywiście ponoszonego ryzyka. Czy zarówno banki, jak i klienci są gotowi do tego, żeby przestawiać się na droższe, ale bezpieczniejsze, czyli stałoprocentowe kredyty hipoteczne? - Doświadczenia krajów z dłuższą historią działania rynków finansowych pokazały, że "homo oeconomicus" nie istnieje. Kryzys związany z pęknięciem bańki na nieruchomościach w Stanach Zjednoczonych i Europie przekreślił wiarę w racjonalnego konsumenta i inwestora. Do tego pamięć o kryzysach jest krótka, a w Polsce młode osoby żyją tylko w rzeczywistości, w której stopy procentowe jedynie spadały. Nadzór jest daleki od tego, aby zachęcać do któregoś z typów umów. Ale chcemy, by klienci mieli realny wybór i żeby był to wybór dobrze przemyślany. Zwłaszcza, że dotyczy to zobowiązania zaciąganego niejednokrotnie na 20-30 lat. Czy okres 5-letni nie jest zbyt krótki, przy kredytach na 20-30 lat, by móc powiedzieć, że to są to bardziej bezpieczne kredyty, bo gwarantują niezmienność oprocentowania? - Była na ten temat dyskusja z sektorem i te minimum 5 lat to kompromis. Z jednej strony daje to klientowi pewną stabilność i jeśli oprocentowanie rynkowe w czasie tych 5 lat wzrośnie, to posiadacz kredytu ze stałą stopą ma czas, żeby się przygotować na wzrost raty, zmienić tryb życia czy nawet mieszkanie. Poza tym kredyty mieszkaniowe są często spłacane znacznie wcześniej. Z drugiej strony banki, o czym wspomniałem wcześniej, również muszą się przygotować i być w stanie zarządzać ryzykiem stopy procentowej dla dłuższych okresów kredytowania po stopie stałej. Czy KNF pracuje nad rekomendacjami, która uporządkują działanie rynku nieruchomości? - Planujemy znowelizowanie rekomendacji regulującej funkcjonowanie baz danych o nieruchomościach. Służą one monitorowaniu zabezpieczeń kredytów na nieruchomości. Czy to ma związek z ostatnimi dyskusjami na temat tego, czy na rynku nieruchomości rośnie bańka cenowa? - Znowelizowana "Rekomendacja J" ma zaktualizować zasady, na jakich działają międzybankowe bazy cen nieruchomości. Ich funkcjonowanie jest kluczowe z punktu widzenia monitorowania wartości nieruchomości, w oparciu o ceny transakcyjne. Dziś to źle działa? Co trzeba poprawić? - Banki korzystają z zewnętrznych baz i zależy nam, żeby funkcjonowały zarówno bazy centralne, lokalne, ale żeby były one jednak zewnętrzne (międzybankowe). Duże banki, które uważają, że mają rozbudowane bazy wewnętrzne, pytają czy muszą kontrybuować do bazy centralnej. Nam zależy, żeby tak było - czyli, żeby korzystały również z bazy międzybankowej, w której różne podmioty wymieniają się informacjami. Dlatego rekomendacja porządkuje i kategoryzacje nieruchomości i atrybuty rekordów bazy. Wskazuje, jakie informacje powinny być zaciągane, a które są niepotrzebne. Obecnie funkcjonującą centralną bazą jest Amron, choć rekomendacja nie wskazuje konkretnej bazy, ale określa warunki, jakie musi ona spełnić. Czy nadzór chce jeszcze "dorzucić" bankowcom jakieś nowe regulacje? - Tak, zostanie wprowadzona jeszcze "Rekomendacja A" dotycząca handlu, zarządzaniu i oferowania przez banki instrumentów pochodnych. Mam wrażenie, że rynek już zapomniał o problemie opcji walutowych. Czy nadzór dostrzega jakiś problem, czy to działanie prewencyjne? - My takich ryzyk dziś nie stwierdzamy, ale rekomendacjami chcemy zapobiegać ewentualnym problemom. Rekomendacja powinna być znowelizowana przede wszystkim w kontekście relacji z klientem, bo od czasu jej wydania weszło w życie rozporządzenie MIFID I i II oraz EMIR. Będziemy się przyglądać też innym obszarom, jak organizacja obrotu derywatami wewnątrz banku, wycena tych instrumentów czy wycena ryzyka kredytowego kontrahentów. - Handel derywatami przypomina handel zakładami wysokiej wartości. Czyli z jednej strony mamy ryzyko złego obstawienia, a z drugiej ten, który "przegra" może nie być w stanie wypłacić wygranej i to drugie ryzyko istotne w handlu pochodnymi. To jednocześnie ważny instrument zabezpieczający, bo np. banki zabezpieczając ryzyko zmiany stopy procentowej i oferując klientom kredyty stałoodsetkowe będą musiały zwiększyć udział derywatów. Żeby ten proces przebiegał bezpiecznie, powinna zacząć działać znowelizowana "Rekomendacja A". Do tego, żeby mógł się rozwinąć rynek kredytów o stałej czy czasowo stałej stopie, potrzeba jest zmiana w trzech rekomendacjach: "S", "G" i "A". - Natomiast z zupełnie innym obszarem związana jest "Rekomendacja Z" dotycząca zasad zarządzania wewnętrznego w bankach. Czyli? - Chodzi o równowagę sił pomiędzy najważniejszymi organami w banku, czyli zarządem, radą nadzorczą/walnym zgromadzeniem akcjonariuszy oraz ściślejsze określenie kryteriów doboru członków rady nadzorczej i zarządu. Czyli co ma się konkretnie zmienić? - Bank jest najczęściej gigantyczną korporacją, wewnątrz której działają przeciwstawne interesy, zarówno po stronie akcjonariuszy, jak i rady nadzorczej oraz zarządu. Zarząd to najemnicy, ale mający pełną wiedzę o tej skomplikowanej maszynerii i niejednokrotnie kierowanej przez osoby o wysokim poziomie skłonności do ryzyka. Z drugiej strony mamy rozdrobniony akcjonariat reprezentowany przez radę nadzorczą. Akcjonariusze często nie posiadają ani kompetencji ani determinacji do tego, by ten zarząd należycie nadzorować. Ten problem był jednym z przyczyn kryzysu w bankach amerykańskich. "Rekomendacja Z" ma spowodować między innymi, żeby zarząd był faktycznie kontrolowany przez radę nadzorczą. W tej świątyni kapitalizmu, jaką jest wielki bank, paradoksalnie zanika kontrola właściciela, której funkcjonowanie jest warunkiem sukcesu gospodarki rynkowej. "Rekomendacja Z" ma wzmocnić prawdziwą kontrolę działań zarządu przez radę nadzorczą, która to powinna być z kolei nadzorowana przez akcjonariuszy. W mniejszym stopniu problemy, o których mówię, dotyczą także średnich i małych banków. Jak w praktyce ma to się zmienić? - Po pierwsze do rady nadzorczej mają być powoływani ludzie o odpowiednio wysokich, uzupełniających się kompetencjach, którzy w sposób aktywny uczestniczą w jej pracach, znają i interesują się problemami banku oraz współtworzą najważniejsze dokumenty, jak strategie. Czy mają być w związku z tym ściślejsze kryteria wyboru do rad nadzorczych? - Też, ale nie tylko. "Rekomendacja Z" działa w zdecydowanie szerszym wymiarze: chodzi przede wszystkim o odpowiedniość osób pełniących kluczowe funkcje w banku. Rada nadzorcza, skoro o niej teraz mówimy, ponosi zawodową odpowiedzialność za błędy biznesowe i błędy w zarządzaniu ryzykiem. Dlatego rada nadzorcza jako całość powinna dysponować odpowiednimi kompetencjami. Rozmawiała Monika Krześniak-Sajewicz