Takie wnioski wynikają z raportu sporządzonego przez niezależne organizacje broniące praw człowieka, w tym rosyjski "Memoriał" i Fundację Helsińską. Dlatego - jak przewidują znający dramatyczne warunki życia w republice Czeczenii niezależni obserwatorzy - choć ulice w dniu głosowania będą puste, oficjalna frekwencja znowu wyniesie 85-90 procent, podobnie jak było w wyborach prezydenckich. "Są dwie Czeczenie" - czytamy w raporcie sporządzonym tuż przed wyborami, jaki zdobyła INTERIA.PL. "W pierwszej ludzkie życie nic nie znaczy. Najmniejsze podejrzenie, zwykle bezpodstawne, oznaczać może dla Czeczeńca nagłe aresztowanie przez uzbrojonych ludzi w paramilitarnym stroju, tortury i śmierć. W tej Czeczenii trwają walki i bombardowania cywilnych osiedli. Leje się krew". Ale jest i inny kraj - piszą autorzy raportu. "W nim życie się normalizuje. Buduje się osiedla i mosty. Tyle że ta Czeczenia, stworzona przez propagandzistów z Moskwy, to kraj wirtualny." Niestety, w jej istnienie wierzy wielu mieszkańców Rosji i obywateli innych krajów. Jak "wygrywa się" wybory Zwycięstwo ludzi Kremla w obecnych wyborach nie będzie trudne. Rosjanie mają już doświadczenia, jak "wygrywa się" wybory z poprzednich kampanii - wynika z raportu. W marcu 2003 roku przeprowadzono w Czeczenii referendum. Oczywiście mieszkańcy republiki - jak głoszą oficjalne dane - wyrazili w nim niemal jednogłośne poparcie dla pozostania republiki w ramach Federacji Rosyjskiej. Stało się tak m.in. dzięki temu, że uznano, iż w Czeczenii mieszka niemal 1,1 mln osób, co - według niezależnych organizacji - jest zawyżeniem ich liczby co najmniej 1,5 raza. Niemniej dzięki takim danym można było policzyć "martwe dusze", które rzekomo oddały swe głosy. Mogli też głosować zresztą stacjonujący w republice rosyjscy żołnierze. Ponadto w lokalach wyborczych nie sprawdzano dokumentów, toteż możliwe było kilkakrotne oddanie głosu. W dniu wyborów ulice zwykle są puste, ludzie wolą nie wychodzić z domu. Wiedzą, że ich głosy i tak zostały już policzone. Podobnie było w wyborach prezydenckich w październiku 2003 roku. Choć startowało 16 kandydatów, i tak wiadomo było, że zwycięży Ahmed Kadyrow, człowiek Moskwy. Nie porządził jednak długo - został zabity w zamachu już w maju 2004 roku. Podczas tamtej kampanii - piszą obserwatorzy, którzy próbowali odwiedzać lokale wyborcze - uciekano się do tak prymitywnych środków, jak blokada dróg dojazdowych do punktów głosowania betonowymi przegrodami czy specjalnie powalonymi w tym celu drzewami. Tak było oczywiście w rejonach, gdzie istniała "groźba" poparcia innego od zwycięskiego kandydata. Lokale wyborcze bywały też w ogóle zamknięte lub wcześnie rano powiadamiano obserwatorów, iż wszyscy mieszkańcy głos już oddali. Ludzi kontrkandytatów Kadyrowa nie dopuszczano do liczenia głosów. W niektórych rejonach z kolei zachęcano do udziału w wyborach poprzez "przypadkowe" wypłacanie emerytur i zasiłków akurat w dniu głosowania i w tych samych lokalach, gdzie mieściły się komisje wyborcze. Wysoką frekwencję ogłoszono też w kolejnych wyborach, w październiku 2004 r. Następcą zamordowanego Kadyrowa został wówczas inny zwolennik rządów Moskwy w republice - Ału Ałchanow. Cenzura w mediach i pogróżki dla dziennikarzy Demokratycznej i wolnej kampanii nie sprzyja też sytuacja prasy w republice. Z raportu wynika, że powszechna jest w mediach cenzura, a niezależnych dziennikarzy nie tylko się prześladuje, ale nawet zabija. Mało kto zresztą w Czeczenii do mediów ma dostęp. Nakład największej z gazet wynosi zaledwie niecałe 5 tys. egzemplarzy, często brakuje tam prądu, więc dostęp do telewizji czy <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radia</a> też jest ograniczony; wreszcie i tak nie wolno pisać o bezprawiu, zastraszaniu ludzi czy groźbach zamknięcia gazet. W takiej atmosferze do niedzielnych wyborów Rosja dobrze się przygotowała. Według oficjalnych danych prawo głosowania ma dziś 600 tysięcy osób, a wybiorą one 40 członków niższej i 18 wyższej izby parlamentu (w przyszłości w tej drugiej będzie ich 21). O te miejsca ubiega się 367 kandydatów. Co ciekawe, Moskwa zgodziła się na niewielką obecność w przyszłym parlamencie Czeczenii demokratycznej opozycji - piszą autorzy raportu - by uwiarygodnić rzekomo niezależne głosowanie. Zatem kilka miejsc dostaną w nim prawdopodobnie m.in. ludzie "Jabłoka" Gregorija Jawlińskiego. Zwycięzcą zostanie jednak - jak się prze widuje - proputinowska "Zjednoczona Rosja", związana też z następcą zamordowanego Kadyrowa, jego synem, Ramzanem. "Separatyści" - jak nazywa zwolenników czeczeńskich bojowników Moskwa - nie wezmą, rzecz jasna, udziału w głosowaniu. Sytuacja w republice jest dramatyczna. Dlatego wybory mało kogo interesują. Po ponad 10 latach wojny niektórzy Czeczeńcy tęsknią nawet do stosunkowo spokojnej ery Breżniewa. Bo w czasach późnego ZSRR wielu z nich, choć nie miało swobody ani demokracji, mogło przynajmniej ocalić życie swoje i najbliższych - twierdzą autorzy raportu. Dlatego, choć ludzie nie chcą głosować ani nawet często rozmawiać z niezależnymi obserwatorami, frekwencja w czeczeńskich wyborach z pewnością będzie imponująca. Prokremlowskie władze już zapowiedziały, że spodziewają się 85-90 proc. głosujących.