Pewnie też dlatego nikomu na całym świecie nie trzeba tłumaczyć czym był nazizm i jego zbrodnie, a każdy kto kwestionuje tę prawdę ląduje w więzieniu. Przekonał się o tym ostatnio brytyjski historyk David Irwing skazany na 3 lata za wygłoszony 17 lat temu wykład negujący holokaust. Tymczasem kolejne opinie przedstawicieli rosyjskich władz w sprawie mordu katyńskiego wywołują co najwyżej niezadowolenie i noty protestacyjne. O "kłamstwie katyńskim" na świecie prawie nikt nie słyszał, choć jego historia jest długa: po raz pierwszy Sowieci chcieli uniknąć odpowiedzialności za tę zbrodnię ludobójstwa na polskim narodzie tuż po wojnie, "dołączając" kwestię katyńską do rejestru zbrodni nazistowskich podczas procesu w Norymberdze. Potem było pół wieku milczenia, gdzie za samą pamięć o Katyniu można było pójść do więzienia. Prawda historyczna nie mogła się przebić nawet na Zachodzie, pielęgnującym mit wojennej koalicji z ZSRR, wedle którego w czasie wojny źli byli tylko naziści. Kiedy przed kilkunastu laty najpierw Gorbaczow, a potem Jelcyn wreszcie przyznali się, że Katyń był wielką zbrodnią, zdawało się, że jest tylko kwestią czasu ostateczne wyjaśnienie i osądzenie winnych tego mordu. Tymczasem dziś mamy do czynienia z regularnym zakłamywaniem przez stronę rosyjską historii tragedii katyńskiej. Nie wiem, czy wpływ na to ma fakt sprawowania w dzisiejszej Rosji władzy przez ludzi będących funkcjonariuszami KGB - spadkobierczyni Czeki i NKWD, niemniej od czasów Putina stosunek władz rosyjskich do odpowiedzialności za Katyń uległ całkowitej zmianie. Czymś niezwykłym i chyba nie dającym się racjonalnie wytłumaczyć jest choćby fakt, że dokumentacja zbrodni dokonanej w 1940 r. nadal pozostaje tajna i nie może zostać udostępniona nawet polskim historykom. Kolejne oświadczenia rosyjskich władz, jak choćby ostatnie, w dziesiątkach tysięcy pomordowanych polskich oficerów widzą wprawdzie pojedyncze ofiary, ale zaznaczają, że "stanowiły one zaledwie ułamek wszystkich polskich jeńców wojennych". Jednym z ulubionych powiedzeń Stalina miały być ponoć słowa "u nas ljudiej mnoho", którymi komentował straty jakie narody zniewolone przez Sowietów ponosiły zarówno na froncie jak i w lodach Sybiru. Z perspektywy milionów ofiar komunistycznego eksperymentu 22 tysiące polskich oficerów to w skali matematycznej być może rzeczywiście tylko "ułamek", ale dziś wiemy, że była to doskonale zaplanowana i zorganizowana akcja pozbawienia Polski elity. Dlatego Katyń pozostanie symbolem nie tylko wielkiej zbrodni, ale także upokarzającego milczenia jakim fałszowano historię ludobójstwa dokonanego na Polakach. Reakcja nie tylko polskiego społeczeństwa, ale i naszych władz musi być w tym przypadku radykalna i zdecydowana. Nie uznając Polaków zamordowanych w Katyniu za ofiary represji politycznych ani za przejaw ludobójstwa (to ogłoszono już przed rokiem) strona rosyjska popełnia "kłamstwo katyńskie" i wreszcie musi być świadoma także konsekwencji na polu międzynarodowym.