Gdy kochamy za bardzo lub... za mało Dla wielu opiekunów decyzja o pożegnaniu psa jest wyjątkowo trudna. Próbują za wszelką cenę ratować zwierzę i nie wyobrażają sobie życia bez niego. Szczęśliwie medycyna weterynaryjna daje dziś możliwość skuteczniejszego leczenia niż jeszcze kilka lat temu. - W ciągu ostatnich 25 lat zaszła ogromna zmiana w podejściu do zwierząt. Ludzie są w stanie o wiele więcej dla nich zrobić i więcej wydać na leczenie. Ale też nasze możliwości diagnostyczne i lecznicze są dziś nieporównywalnie większe - opowiada lekarz weterynarii Agnieszka Wrona. Inni chcieliby walczyć do końca, ale nie stać ich na kosztowne leczenie. - Dramat jest wtedy podwójny, bo z jednej strony wiemy, że przy odpowiednich nakładach finansowych sukę z ropomaciczem, chorym sercem czy cukrzycą możemy z powodzeniem leczyć, a z drugiej strony, jeśli właściciela nie stać na leczenie, zwierzę zostanie skazane na cierpienie - tłumaczy Agnieszka Wrona. - I w takiej sytuacji można podjąć decyzję o eutanazji. Są też tacy, których stać na kosztowne leczenie, ale nie widzą sensu wydawania pieniędzy. Albo nie mają czasu, by zająć się chorym psem. Ostatnia grupa to ludzie, dla których eutanazja jest sposobem na pozbycie się problemu. - Kilka lat temu pracowałam w mniejszej miejscowości, gdzie na porządku dziennym były szantaże w stylu: "Jak pani nie uśpi, to dostanie łopatą w łeb". I wiedziałam, że te osoby są do tego zdolne. Często też ludzie pytali: "Ile leczenie? A, to taniej uśpić". Na szczęście takich sytuacji jest coraz mniej - dodaje. Jakich jeszcze problemów pozbywają się ludzie? Na przykład starych psów, którym w zasadzie nic nie jest. Ale śmierdzą, niedosłyszą, niedowidzą, częściej sikają, a czasami zdarza im się załatwić w domu. Inna kategoria to psy, którym zmarli opiekunowie. Rodzina chce pozbyć się kłopotu, ale zamiast szukać zwierzęciu nowego domu, zaprowadza je do lecznicy. Niechciane szczenięta? Najlepiej uśpić póki ślepe. Podobnie jak suczkę, która od trzech dni nie może urodzić. Niech się już nie męczy. Kto to widział płacić tyle za cesarkę. Wzrost zainteresowania eutanazjami można zaobserwować w okresach poprzedzających święta i wakacje. Nie da się przecież polecieć z psem na all inclusive do Egiptu, a opieka kosztuje. Kiedy weterynarz może uśpić psa? Polskie prawo dopuszcza możliwość przeprowadzenia eutanazji w określonych sytuacjach. Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 roku wskazuje na potrzeby gospodarcze, względy humanitarne, konieczność sanitarną, potrzeby nauki lub nadmierną agresywność, powodującą bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia ludzkiego. Zabieg ten może być również przeprowadzony na nowo narodzonych, ślepych jeszcze miotach zwierząt. W pozostałych przypadkach lekarz weterynarii nie tylko może, ale powinien odmówić. Eutanazja okiem weterynarza Najłatwiej przychodzi nam podjęcie decyzji o uśpieniu, kiedy wiemy, że nie ma szans na uratowanie zwierzęcia. Mowa o tzw. sytuacjach ostrych. Może to być poważny wypadek, złamanie kręgosłupa w odcinku piersiowym czy krwawiący guz w jamie brzusznej. Dylematy pojawiają się, kiedy z każdym dniem jest tylko odrobinę gorzej. Wtedy najtrudniej nam ocenić, czy przekroczyliśmy już granicę, za którą zostało tylko cierpienie. - Moje podejście do eutanazji zmieniło się, kiedy musiałam uśpić swoją suczkę - zdradza Agnieszka Wrona. - Uważam, że zrobiłam to za późno i powinnam wcześniej ukrócić jej cierpienia. Od tamtej pory jestem zdania, że lepiej uśpić psa kilka dni za wcześnie niż dzień za późno. Zwierzę to nie człowiek, więc kiedy nie ma już w nim radości, a komfort życia jest minimalny, to największym wyrazem naszej miłości i troski, jest pozwolenie mu odejść. Tylko jak poznać, że doszliśmy do tego momentu? Tu zaczynają się schody, bo nie istnieje żaden obiektywny wskaźnik. Nie możemy uznać, że jeśli w chorobie nerek kreatynina osiągnie określony poziom, to psa trzeba uśpić. Albo, gdy guz urośnie powyżej x centymetrów. Pozostają nam wskaźniki subiektywne, na podstawie których oceniamy stan zwierzęcia. W dużej mierze ocena ta zależy od naszej odporności na jego cierpienie. To, co dla jednego opiekuna jest jeszcze akceptowalne, dla innego jest cierpieniem, na które nie będzie w stanie patrzeć. Do tego każdy pies inaczej znosi chorobę - te bardziej dzielne dają nam złudzenie, że przecież nie jest tak źle. W końcu dziś zamerdał ogonem. To nic, że nie jadł od tygodnia... - Sygnałem alarmowym w chorobie przewlekłej powinien być pogarszający się stan psa - tłumaczy weterynarz. - Utrzymujący się brak apetytu, niechęć do picia, ból, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie, kłopoty z wypróżnianiem czy chodzeniem, a także utrata radości życia, mogą świadczyć o tym, że pora pomyśleć o eutanazji. Część osób uważa, że nie zabija się przyjaciół, skazując nierzadko swoich pupili na długotrwałe cierpienie i bolesną śmierć. Inni nie wyobrażają sobie życia bez swojego zwierzaka i z czysto egoistycznych pobudek trzymają go jak najdłużej przy życiu. Nawet, jeśli dla psa jest ono jednym wielkim cierpieniem. - Najgorsze są sytuacje, kiedy wiem, że nie ma szans na poprawę i zwierzę bardzo cierpi. Właściciele powinni się zdecydować na eutanazję, ale nie są w stanie podjąć takiej decyzji - opowiada Agnieszka Wrona. - Jako lekarz weterynarii nie mogę uśpić psa bez zgody opiekunów. W takiej sytuacji staram się ich delikatnie nakierować oraz dbać o jak największy komfort zwierzęcia. Eutanazja okiem behawiorysty zawierzęcego Perspektywa behawiorystów zwierzęcych pokrywa się z perspektywą lekarzy weterynarii. Eksperci zgadzają się w dwóch kwestiach: braku obiektywnych wskaźników, które mogłyby pomóc opiekunom podjąć tę niewyobrażalnie trudną decyzję oraz dominującej roli cierpienia w życiu zwierzęcia jako wskazania do humanitarnego uśpienia. - Nie da się obiektywnie określić, kiedy należy podjąć decyzję o eutanazji. Z punktu widzenia behawiorysty takim wskaźnikiem jest sytuacja, w której w życiu psa dominuje cierpienie. Nie ma w nim dobrych chwil lub pojawiają się one bardzo rzadko - wyjaśnia Andrzej Kinteh-Kłosiński, psycholog, behawiorysta zwierzęcy i dyrektor COAPE Polska. - Ważne, by taką decyzję podejmować w konsultacji z lekarzem weterynarii, który ma najlepsze rozeznanie co do rokowań, przebiegu choroby i stopnia nasilenia bólu. - Czasami opiekunowi trudno zauważyć, że zwierzę cierpi, bo na pierwszy rzut oka nie dzieje się nic dramatycznego. Po prostu leży sobie cały dzień, nie podejmuje naturalnych aktywności, jest apatyczny. Ale w środku może przeżywać bardzo złe emocje i odczuwać ból. Dotyczy to zwłaszcza kotów. Decyzja jest łatwiejsza, kiedy cierpienie jest bardziej namacalne: zwierzę nie je, nie pije, chudnie w oczach, nie wstaje i ma problemy z wypróżnianiem - dodaje. Eutanazja okiem opiekuna Decyzja o uśpieniu pupila zawsze należy do opiekuna. To on najlepiej zna swoje zwierzę i obserwuje jego stan na co dzień. Ale to też jemu przychodzi ona najtrudniej. Warto posłuchać wtedy głosu rozsądku, jakim dysponuje lekarz weterynarii. Anna Młodzianowska: - Nigdy nie żałowałam, że uśpiłam psa za wcześnie. Ale zdarzyło mi się żałować, że zrobiłam to za późno. Szkoda, że na naszych zwierzętach nie ma żadnych kontrolek, informujących nas o poziomie bólu, cierpienia, szczęścia. Wszystko pozostaje kwestią naszej interpretacji tego, co widzimy. Nie jesteśmy idealni. Nie jesteśmy wszechwiedzący. Dlatego moment podjęcia tej decyzji jest tak szalenie trudny. - Ostatniego psa, którego musiałam uśpić, obserwowałam uważnie wiele tygodni, próbując odgadnąć, kiedy będzie odpowiednia chwila. Przekładałam uśpienie dwa razy, bo wydawało mi się, że jeszcze mogę poczekać. Za trzecim razem z przerażeniem zauważyłam, że czekać już nie wolno i czułam się winna, że nie podjęłam decyzji dwa dni wcześniej. - Pożegnanie ułatwiła mi odpowiednia atmosfera. Moja koleżanka jest lekarzem weterynarii, więc mogłam umówić eutanazję w domu. Drugi pies był cały czas przy tym umierającym. I ja byłam z nimi. Czułam, że jest to bolesna, ale dobra i piękna chwila. Że mimo bólu, mam przywilej i szczęście, by skorzystać z takiego końca życia dla mojego cierpiącego przyjaciela. Staram się widzieć w tym kontynuację opieki i odpowiedzialności, a nie siebie w roli kata. *** Justyna Kolecka: - O moją sunię walczyłam do końca. Chyba nawet za bardzo do końca, bo dopiero później zdałam sobie sprawę, na jakie cierpienie ją naraziłam. Chciałam, żeby jak najdłużej ze mną była, a to było wyjątkowo egoistyczne z mojej strony. Mania nie chciała jeść ani pić, więc karmiłam ja na siłę i jeździłam na kroplówki. Codziennie. Do tego tona leków, które musiałam wciskać jej do gardła. Ale jedna rzecz podziałała na mnie, jak kubeł zimnej wody. Pewnego razu Mania, zamiast ucieszyć się na mój widok, odwróciła głowę w drugą stronę. Nie chciała, żebym ją dłużej męczyła... Tego samego dnia umówiłam wizytę w lecznicy. *** Anna Gibuła: - Mam za sobą uśpienie dwóch suczek i uważam, że dopóki jest nadzieja, to trzeba walczyć. Ale, jak wiadomo, nadzieja umiera ostatnia. Z perspektywy czasu myślę, że może warto sobie odpowiedzieć na pytanie, do którego momentu leczymy psa, jakich efektów oczekujemy po konkretnej terapii i jeśli nie ma oczekiwanych rezultatów, to zamiast liczyć na cud, chyba lepiej psu pozwolić odejść. Do dziś żałuję, że zbyt długo zwlekałam z tą decyzją w przypadku jednej z nich, bo nie umiałam się z nią pożegnać. Takie wspomnienie boli bardziej niż jej odejście... Ostatni wspólny spacer Decyzja została podjęta. Wciąż nie mamy pewności, czy dobra. Ale to już nieważne. Przed nami bowiem kolejne zadanie. I dobrze jest wziąć je na klatę. - Warto towarzyszyć psu przy śmierci. Najlepiej do momentu wyłączenia świadomości, czyli aż zaśnie. Zwłaszcza, jeśli jest z nami mocno związany - tłumaczy Andrzej Kinteh-Kłosiński. - Dajemy mu w ten sposób poczucie, że nic złego się nie dzieje. Jeśli był leczony, prawdopodobnie potraktuje całą sprawę jako kolejny zabieg. My, ludzie, też chcielibyśmy, żeby ktoś bliski w chwili śmierci potrzymał nas za rękę. I ta analogia wydaje mi się jak najbardziej na miejscu. Również w przypadku zwierząt powinniśmy wziąć na siebie ten ból. Nie zostawiamy przecież bliskich w tak trudnym momencie. Czy pies cierpi podczas eutanazji? Termin eutanazja pochodzi od greckiego słowa euthanasia i oznacza "dobrą śmierć". Czyli już z samej definicji powinna być zabiegiem bezbolesnym, w którym zwierzę nie doświadcza strachu ani stresu. I w większości przypadków tak jest, o ile lekarz weterynarii zachowuje zalecone procedury. - Staram się przeprowadzać eutanazję tak, aby moi pacjenci mieli jak największy komfort. Wiele zależy jednak od samego zwierzęcia i jego choroby - opowiada Agnieszka Wrona. - Na początku zakładam wenflon i dożylnie podaję premedykację, która sprawia, że zwierzę przestaje się bać i spokojnie zasypia. Potem podaję lek do eutanazji. Zwierzę całkowicie traci przytomność, przestaje oddychać, a na końcu zatrzymuje się praca serca. Post scriptum Artykuł traktuje o psach, ale przedstawione w nim racje dotyczą wszystkich zwierząt domowych, również tych najmniejszych. Niestety, to je najczęściej skazujemy na śmierć w męczarniach. - W najgorszej sytuacji są małe zwierzęta, bo z psem czy kotem ludzie jeszcze przyjdą do lecznicy, żeby go uśpić. Zaś te najmniejsze, jak na przykład chomiki, konają w cierpieniu w swoich klatkach. Łatwiej bowiem kupić nowego gryzonia za 20 zł niż wydać pieniądze na uśpienie - nie ukrywa smutku Agnieszka Wrona. *** Zobacz również: