Kilka dni temu pisaliśmy o rekordowej w tym roku liczbie ataków rekinów na ludzi u wybrzeży Australii. Nie trzeba było długo czekać, aby stworzenia po raz kolejny zetknęły się z ludźmi. Matthew Smith wybrał się z bratem na połowy ryb zwanych po angielsku snapper, a u nas określane jako lucjanowate, startując z plaży Black Head w Nowej Południowej Walii. Żeby dostać się do ławic tych kolorowych mieszkańców wód, trzeba odpłynąć od brzegu na sporą odległość, co też uczynił Australijczyk. Smith nie zdążył jeszcze rozłożyć do końca sprzętu, kiedy ujrzał widok, który zmroził mu krew w żyłach. Obok jego małego kajaka pojawiła się płetwa grzbietowa, a pod nią wielkie cielsko żarłacza białego. - W zasadzie byłem pewien, że zaraz umrę - relacjonuje krótko zszokowany Australijczyk w wywiadzie dla 9News. - Pomyślałem, że to właśnie jest ta chwila. Prawdopodobnie zaraz będzie koniec. Tak się akurat złożyło, że całe zajście filmował z drona kolega Smitha, Nick O’Brien. Jak opowiada, najgorsze było to, że nie mógł pomóc koledze, gdyż ten był zdecydowanie za daleko, żeby zdążyć z odsieczą. Jedyne, co mógł zrobić, to wezwać pomoc i... nagrywać. W tym czasie Matthew przeżywał najprawdopodobniej najgorsze momenty w swoim życiu. Rekin krążył dookoła niego, wyraźnie zainteresowany kolorowym obiektem. Na nagraniu z kamery umieszczonej na kajaku słychać, jak wędkarz krzyczy desperacko. Nie ma potrzeby tłumaczyć jego słów. Po chwili Australijczyk podjął próbę odciągnięcia uwagi bestii od niego i rzucił z impetem do wody małą kotwicę. Podziałało. Rekin zainteresował się obiektem i dał wędkarzowi spokój. W tym momencie dopłynął do niego jego brat, który na szczęście nie musiał interweniować. Po wszystkim cała trójka poinformowała odpowiednie służby. Te zaś z kolei ostrzegają przed wyjątkowo agresywnymi i skorymi do “kontaktu" rekinami u wybrzeży Australii. - Na pewno zrobię sobie chwilę przerwy od pływania - przyznaje Smith. - Niech kajak sobie wyschnie. Ja potrzebuję nieco odpoczynku.