Od czterech lat każdej niedzieli ulicami stolicy Kuby, Hawany, przechodzi cichy marsz organizowany przez grupę "Kobiety w Bieli". Regularnie jest też rozbijany przez zwolenników rządu, a jego uczestnicy skarżą się na niespodziewane wizyty policji. Dlaczego protestują? Damas de Blanco (Kobiety w Bieli) to jedyna grupa publicznego protestu tolerowana przez rząd kubański. Jej członkowie pochodzą z rodzin 75 dziennikarzy i politycznych dysydentów uwięzionych w 2003 roku pod zarzutem szpiegowania na rzecz Stanów Zjednoczonych. Wszyscy otrzymali wyroki od sześciu do 28 lat więzienia. - Są przetrzymywani w nieludzkich warunkach. Wielu choruje, a ich stan się pogarsza, życie niektórych jest zagrożone - mówi Miriam Levya, rzecznik "Kobiet w Bieli". - Po ponad czterech latach czas żeby ta niesprawiedliwość wreszcie się skończyła - dodaje z pasją. Cotygodniowe protesty w Hawanie przypominają te prowadzone przez argentyńskie "Matki Zaginionych", które manifestowały przeciwko porwaniom ich krewnych w czasach reżimu generała Pinocheta. W 2005 roku Parlament Europejski uhonorował "Kobiety w Bieli" nagrodą im. Sacharowa na rzecz Wolności Myśli, rząd kubański zabronił jednak jej przedstawicielom wyjazdu na ceremonię odebrania wyróżnienia. W zeszłym tygodniu grupa zaapelowała do papieża Benedykta XVI i Rady Praw Człowieka ONZ o interwencję i pomoc w uwolnieniu członków ich rodzin.