Jego historia jest z jednej strony tragiczna - ale mało który z bohaterów Ewangelii nie skończył jako męczennik. Z drugiej strony - tylko Maryja może cieszyć się większą czcią spośród świętych. Bo tylko ona, matka Jezusa, i właśnie Jan Chrzciciel są tak bardzo czczeni, że katolicy obchodzą nawet święto ku czci ich narodzenia. Najpierw poszukajmy logiki w kalendarzu. Noc świętojańska inaugurująca sezon letni, bo w tych dniach przypada mniej więcej letnie przesilenie, to nic innego, jak uroczystość Narodzenia św. Jana. Przypada 24 czerwca, dokładnie pół roku po wigilii Bożego Narodzenia, która jest bardzo blisko z kolei przesilenia zimowego. To nie zbieg okoliczności. To Ewangelia św. Łukasza potwierdza, że narodziny Jana Chrzciciela i Jezusa Chrystusa dzieli odległość sześciu miesięcy. Ewangelia dzieciństwa Św. Łukasz - lekarz i ewangelista, autor Ewangelii i Dziejów Apostolskich - podaje najwięcej szczegółów o Janie, proroku, który ochrzcił Jezusa. Autor skrupulatnie przebadał dzieje Jezusa z Nazaretu, najbardziej ze wszystkich czterech Ewangelistów zatroszczył się o precyzję faktów, a dokładny research pozwolił mu na napisanie czegoś, czego nie napisali pozostali Ewangeliści: tak zwanej Ewangelii Dzieciństwa. Nie jest to jednak - jak by wskazywała nazwa - historia narodzin i pierwszych lat życia Jezusa. Ewangelia Dzieciństwa to zestawienie historii narodzenia Jezusa i... Jana Chrzciciela. Żaden z Ewangelistów nie dotarł do informacji, które zamieścił w niej Łukasz. Przede wszystkim, że Jezus i Jan byli spokrewnieni, narodzili się w odstępie sześciu miesięcy, a wydarzenia towarzyszące narodzinom obu wielkich postaci biblijnych są bliźniaczo podobne. Skąd Łukasz czerpał te informacje? Tradycja mówi o szczególnej więzi między Łukaszem i Maryją. O szczegółach zawartych w Ewangelii Dzieciństwa Łukasz mógł się bezpośrednio od Matki Jezusa. Łukasz nie tylko opisał te wydarzenia, ale w zaskakujący sposób je zestawił. Początkiem zawartej w ewangelii miary czasu jest dzień, w którym anioł Gabriel ogłasza Zachariaszowi wieść, iż zostanie on ojcem. W podobny sposób w kolejnym rozdziale opisze - dokonujące się "w szóstym miesiącu" - zwiastowanie Maryi. Różnica jest jedna: Zachariasz z powątpiewaniem podchodzi do zapowiedzi anioła, w przeciwieństwem do Maryi, która przyjmuje słowa obietnicy. Zwiastowanie (trzymając się kalendarzowej zasady, nastąpiłoby około 24 września) ma miejsce wtedy, gdy Zachariasz składa w świątyni jerozolimskiej ofiarę, wchodzi do Świętego Świętych. To właśnie wtedy anioł Gabriel mówi mu: Będziesz miał syna. Kiedy w końcu Bóg zapowiedział spełnienie pragnień Zachariasza, ten odpowiada pytaniem: “Po czym to poznam? Bo sam już jestem stary, a moja żona jest w podeszłym wieku" Wierny Bogu, pełnił nawet funkcję kapłana w świątyni, to jednak on i jego żona Elżbieta nie doczekali potomstwa. Wyobraźmy sobie najpierw ich oczekiwanie i pragnienie, potem coraz wyraźniej rysującą się niespełnioną nadzieję. Ich modlitwy, prośby, w których musiała tkwić nadzieja: "Bóg wysłuchuje modlitw", trwały nieprzerwanie, aż zestarzały się tak, jak oni. To jest tajemnica odrzucenia przez niego orędzia Bożego. Bóg i tak swój plan chce zrealizować, ale w konsekwencji Zachariasz przez 9 miesięcy aż do narodzenia syna będzie niemy. Gdy wychodzi ze świątyni jerozolimskiej, komunikuje się z innymi za pomocą tabliczki, na której pisze, co się wydarzyło w środku. Pół roku później (25 marca) anioł Gabriel przybywa do Maryi. Ta przyjmuje słowa anioła. Streszczenie tego znanego fragmentu Ewangelii to po prostu modlitwa "Anioł Pański", którą tak wielu wciąż odmawia w południe. W Ewangelii znajdujemy jednak pewien zastanawiający szczegół: aby podkreślić wiarygodność tego, co mówi, anioł informuje Maryję, że również jej krewna, Elżbieta - choć w podeszłym wieku - spodziewa się dziecka. Maryja postanawia iść z Galilei do Judei, by nawiedzić Elżbietę (dziś to święto przypada 31 maja). To wtedy, niedaleko Jerozolimy, dochodzi do spotkania matek - młodej i w podeszłym wieku. Ale Łukasz uwydatnia jeszcze jeden fakt: dochodzi do spotkania dwóch nienarodzonych jeszcze Jezusa i Jana. Jeśli rachubę czasu określa nam układ kalendarza liturgicznego, Elżbieta była już w ósmym miesiącu ciąży. “Poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie!" - krzyknęła. Niecały miesiąc później urodziła. Historię narodzenia Jana Chrzciciela słyszymy 24 czerwca we wszystkich kościołach podczas Ewangelii. Łukasz koncentruje się tym razem na upartości Zachariasza, który - wciąż jeszcze niemy - postanawia, by jego syn miał na imię Jan. Wbrew tradycji rodzinnej, bo nikt dotąd w jego rodzinie tak sie nie nazywał. “Jan będzie mu na imię" - powtarza. Chwilę potem odzyskuje władzę mówienia. W uwielbieniu wyśpiewuje pieśń, tak zwany kantyk Zachariasza, który każdego dnia rano odmawiają wszyscy duchowni i siostry zakonne: “Błogosławiony Pan Bóg Izraela". "Kimże będzie to dziecię" - pytali sąsiedzi obserwujący te niezwykłe wydarzenia w domu Zachariasza. Łukasz, który jako jedyny dotarł do tych faktów, opisał również dalsze dzieje Jana. Pół roku przed Nim Bo Jan poprzedza Jezusa. Jest ciągle pół roku przed Nim. Już wszyscy Ewangeliści podkreślają, że Jan jako pierwszy wychodzi na pustynię zapowiadając rychłe nadejście Mesjasza - oczekiwanego przez Izraela wyzwoliciela Izraela, kogoś, kto przywróci państwu świetność. Spodziewano się silnego przywódcy, króla, choć nie wiadomo było, kto to dokładnie będzie. Jan Chrzciciel swoim radykalizmem i słowem ściągał słuchaczy nawet z odległej Jerozolimy, głosząc konieczność nawrócenia się, zmiany stylu życia, zanurzenia się w wodach Jordanu (tzw. chrzest Janowy), aby “przygotować drogę dla Pana". I nagle pojawia się Jezus, jego kuzyn. Sam Jan zdaje się być zdziwiony, ale szybko rozpoznaje w swoim krewnym Mesjasza. To on nad Jordanem mówi słowa: “Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata" - słowa, które tuż przed Komunią Świętą są wypowiadane podczas każdej Mszy św. Mesjasz to “baranek". Zaskakujące określenie. Nie król, nie potężny władca, nie rewolucjonista. Nie “lew" nawet, tylko “baranek". W jednym określeniu Jan lepiej zdefiniował tajemniczego Mesjasza, niż ktokolwiek wcześniej. No, może Izajasz w pieśniach Sługi Jahwe zapowiedział podobną postać wybrańca Bożego: to ktoś, kto się odda za ludzi w ofierze. Baranki były składane w ofierze za ludzkie grzechy, w świątyni jerozolimskiej. Ta ofiara gładziła grzechy. To była zapowiedź śmierci - ofiary Jezusa. Jan - ostatni prorok Starego Testamentu - też miał uczniów. Bibliści generalnie odrzucają tezę, że był Esseńczykiem, ale na pewno kierował wspólnotą radykalnie wierną Bogu. W tym kontekście Ewangelia sw. Jana odnotowuje jeden fakt, który stanowi o wielkości Jana Chrzciciela - choć dla niego samego niełatwy: uczniowie Chrzciciela usłyszawszy od mistrza, iż Jezus to “Baranek Boży" - odchodzą od niego i idą za Jezusem. Wśród nich jest Andrzej, brat Piotra. To piękny rys wielkości Jana: nie walczy o swoje, godzi się na odejście swoich uczniów. Walczy o nich, żeby mieli prawdziwego Mistrza. “Ja nie jestem Mesjaszem" - powtarza wcześniej. Potem nastąpi uwięzienie przez Heroda, długie oczekiwanie na śmierć, potem kuriozalna śmierć, kuriozalna, bo spowodowana kaprysem przybranej córki Heroda, która zechciała głowy Jana Chrzciciela na misie. W optyce ludzkiej nie osiągnął wiele. Zginął tragicznie. Drugi Liturgia Słowa w święto Narodzenia św. Jana Chrzciciela ukazuje świętego w podwójnym wymiarze: najpierw jego wyjątkowe wybraństwo przez Boga: Ukształtowany od urodzenia, powołany przez Boga już z łona matki, “tak cudownie stworzony" - przez pryzmat czułości Boga i wyjątkowości wybraństwa. Ale z tym sugestywnie opisanym powołaniem kontrastuje drugi rys obecny w biblijnym obrazie św. Jana. Jan jest drugi, bo pierwszy jest Jezus. "Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny rozwiązać sandałów u nóg" - powtarzał już sam Jan na pustyni. W czasach, gdy w każdy chce być "pierwszy", Jan wie, że jest "drugi". Stawia się na drugim miejscu, bo odkrywa swoją tożsamość: ustępuje miejsca Bogu, Jemu podporządkowuje swoje życie i działalność. Drugi to nie "drugorzędny". Drugi to właściwe miejsce. Bo kto się stawia na pierwszym miejscu, tak naprawdę nie wie, kim jest, i nigdy się o tym nie dowie. Dzięki temu, że wiedział, kim nie jest, Jan doskonale wiedział, kim jest.