Firma Polarity UK na zlecenie Cooltury przeprowadziła badanie na temat podejścia do używek Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Pytani o to, które z nich kiedykolwiek spożyli, bez niespodzianek, większość ankietowanych wskazała alkohol i papierosy. Blisko 1 na 5 osób przyznała się do spróbowania nielegalnych środków. Interesującym jest, iż prawie 10 proc. Polaków na emigracji sięgnęło po leki na receptę, takie jak valium. Badani wskazali natomiast papierosy jako te, od których są w największym stopniu uzależnieni. Polacy nie przyznają się do żadnych innych uzależnień. 1 na 5 osób regularnie spożywa alkohol, choć tylko marginalna ich część uważa się od niego uzależniona. - Szczególnie interesujące są odpowiedzi odnośnie nielegalnych używek, gdzie 35 proc. z tych, którzy kiedykolwiek spróbowali, sięga po nie od czasu do czasu, a żaden z ankietowanych nie przyznaje się do ich regularnego spożycia - komentuje wyniki Joanna Szczedor z Polarity UK, która przygotowywała badanie. Tylko niespełna 1 na 5 osób przyznała się do zażycia narkotyków kiedykolwiek. Natomiast przy wskazywaniu, które konkretnie z nich spożyli, przyznało się do ich konsumpcji już 1 na 4 osoby. Najpopularniejsza jest marihuana, a narkotyki tak zwanej klasy A zażywane są w dużo mniejszym stopniu. Średnio Polak w Zjednoczonym Królestwie spróbował 2 rodzaje narkotyków. Twórcy badania chcieli dowiedzieć się także, jaki Polacy mają stosunek do używek. Okazało się, że zdania w tym zakresie są skrajnie podzielone. Prawie 40 proc. akceptuje tylko legalne używki, tyle samo uważa, iż jest to prywatna sprawa, co ludzie robią w swoim wolnym czasie. - Takie odpowiedzi insynuują liberalne podejście do używek - mówi Joanna Szczedor. Na pytanie czy recesja gospodarcza wpłynęła jakoś na zmianę w podejściu do tego zagadnienia, Polacy zdecydowanie orzekli, iż zupełnie nie ma ona wpływu. Jedynie 5 proc. ankietowanych zauważyła zmianę i jest nią rzadsze spożycie używek. Nasze problemy podróżują z nami - Nasze podejście do używek nie zmieniło się z chwilą przyjazdu do Wielkiej Brytanii - mówi Agnieszka Major, psycholog i współzałożycielka Polish Psychologists` Club w Londynie, analizując przypadki osób, które trafiły do jej gabinetu. - Ludzie sięgają po używki z różnych powodów, a częstotliwość, z jaką to robią zależy od ich indywidualnych potrzeb i predyspozycji, jak również od tego, jak byli wychowani, w jakim żyją środowisku i jak radzą sobie w trudnych sytuacjach - mówi psycholog. - W moim gabinecie zjawiają się głównie osoby, które wywodzą się z niepatologicznych środowisk. U nich picie alkoholu raczej nie jest reakcją na problemy ani ich rozwiązaniem, dlatego nawet jeśli przebywają tu w otoczeniu osób pijących lub zażywających środki odurzające, nie sięgną po nie. Tacy ludzie szukają innych sposobów rozwiązywania swoich problemów. Psycholog zwraca też uwagę na brak precyzyjnej definicji pojęcia uzależnienia. - Rodzi się pytanie: co uznajemy za uzależnienie i od którego momentu się ono zaczyna? Czy np. gdy od czasu do czasu pijesz wino i nie wyobrażasz sobie imprezy bez niego, jest to uzależnienie? Albo czy wszelkie uroczystości typu chrzciny albo sylwester, nie mogą odbyć się bez alkoholu? A może picie pięć razy w tygodniu po dwa piwa? Jest duża presja, wynikająca z naszej kultury, w której alkohol jest obecny. Ale czy to znaczy, że jest to uzależnienie? Dlatego jestem ostrożna w mówieniu, co jest uzależnieniem, a co nie. Kategorycznie nie możemy też stwierdzić, iż sam przyjazd do Anglii stał się głównym czynnikiem, dla którego popadamy w nałogi. Psycholog wskazuje jednak mechanizm, mogący tutaj działać. - Osoby, które przyjechały do Londynu po 2004 roku i trafiły do mnie, to najczęściej ludzie, którzy już w Polsce doświadczali różnych problemów. Uciekali od nich, myśląc, że wyjazd je rozwiąże. Dzieje się jednak coś zupełnie przeciwnego. Zdarza się, że w innym kraju, innym otoczeniu jeszcze urastają, bo dochodzą nowe elementy jak stres, inna praca, kultura, nierzadko samotność. To wszystko się nawarstwia i powoduje czasem, że pewne problemy, które się jeszcze nie ujawniły, tutaj wychodzą - opowiada Agnieszka Major. - W Polsce żyli myślą, że "tam gdzieś dalej, w innym świecie, będzie im lepiej". Po wyjeździe, czasem okazuje się, iż problemy się nie rozwiązały, a dalej już nie ma dokąd uciec... i wówczas jedni sięgną po używki, inni zaczną pracować nad sobą, ktoś inny trafi do gabinetu psychologa.Taki rozwój wypadków, może sprawić, że staniemy się bardziej podatni na nałogi. - Nie możemy za to jednak winić Anglii - dodaje psycholog, zwracając uwagę, że mechanizm, o którym wspomniała, może też działać w drugą stronę. - Niektórzy mówią "tutaj moje życie jest ciężkie, ale jak wrócę do Polski to będzie wszystko dobrze". Gdy wracają, okazuje się, że te wszystkie problemy znów zaczynają wychodzić i sam wyjazd nie był rozwiązaniem. Sięgają więc po butelkę, a to z pewnością nie przybliży ich do rozwiązania. Jarek Sępek