Do ataku doszło w popularnej i zatłoczonej restauracji "Maxim" na promenadzie w południowej części miasta, w przeddzień Jom Kippur, jednego z najważniejszych świąt żydowskich. Według niektórych relacji, najpierw zamachowczyni zastrzeliła pilnującego wejścia ochroniarza, a następnie, już w środku, zdetonowała przymocowane do ciała ładunki wybuchowe. Przedstawiciel urzędu izraelskiego premiera Ariela Szarona powiedział, że "zamach w Hajfie pokazał, że władze palestyńskie nie podjęły nawet minimalnych kroków przeciw ugrupowaniom terrorystycznym". Zamach potępili desygnowany na urząd palestyńskiego premiera Ahmed Korei oraz główny palestyński negocjator Saeb Erekat. Korei w wydanym oświadczeniu zaapelował do wszystkich palestyńskich frakcji, aby "wstrzymały wszystkie zamachy wymierzone w ludność cywilną, które szkodzą walce o wolność". W Izraelu przez blisko miesiąc panował względny spokój. Do ostatnich samobójczych ataków Palestyńczyków doszło 9 września. W dwóch zamachach - w Jerozolimie i Tel Awiwie - zginęło 14 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Do obu akcji przyznał się palestyński Hamas. Mapa drogowa, czyli amerykański plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu, utknęła w miejscu. Po dymisji umiarkowanego palestyńskiego premiera Mahmuda Abbasa i kolejnych zamachach nikt już nie wierzy w powodzenie tego planu.