"Amerykańscy i brytyjscy zabójcy dokonali nowej ohydnej zbrodni, kiedy ich samoloty zaatakowały cywilne obiekty w prowincji Nadżaf, w wyniku czego siedmiu cywilów poniosło śmierć, a czterech zostało rannych" - napisano w oświadczeniu irackiego dowództwa wojskowego opublikowanym przez oficjalną agencję INA. Amerykańskie dowództwo w Tampie (Floryda) podało wczoraj, że samoloty aliantów atakowały centrum łączności obrony powietrznej w pobliżu an-Nadżaf, 135 kilometrów na południowy wschód od Bagdadu, po tym jak iracka artyleria i wojska rakietowe ostrzelały samolot patrolujący strefę zakazu lotów na południu Iraku. Reuters pisze, że amerykańskie i brytyjskie samoloty często atakowały w tym roku obiekty irackiej obrony przeciwlotniczej, jednak liczba ataków gwałtownie wzrosła w ostatnich miesiącach, co nasiliło spekulacje o rychłym ataku USA na Irak i obaleniu prezydenta Saddama Husajna. Irak nie uznaje stref zakazów lotów wprowadzonych po wojnie w Zatoce w 1991 roku dla ochrony ludności szyickiej na południu kraju i Kurdów na północy. Przeciwko wojnie z Irakiem demonstrowano w Turcji. Na ulice Stambułu wyszło setki studentów. Doszło do starć z policją. Rannych zostało ponad 20 osób. Zatrzymano 21 manifestantów. Na widok policjantów studenci zaczęli rzucać kamieniami; policja użyła pałek, aby rozpędzić demonstrantów. Władze Turcji są sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w regionie, ale występują przeciwko zastosowaniu siły militarnej wobec Bagdadu, obawiając się, że wpłynie to negatywnie na sytuację w tej części świata. Stany Zjednoczone korzystają jednak z tureckich baz wojskowych, patrolując strefy zakazu lotów w Iraku.