- Zakończyliśmy planowane spotkania z żołnierzami. Głównym tematem szkoleń koordynowanych przez Ośrodek Studiów Wschodnich były tamtejsza kultura i obowiązujące zachowanie. Poruszyliśmy sprawę wchodzenia do meczetów i zachowania się w nim, a także tego, co kosztowało życie kilku Amerykanów i Brytyjczyków - drażliwą kwestię sposobów rewidowania, zwłaszcza kobiet. Idealnie byłoby, gdyby w każdym patrolu była kobieta, ale to na razie niemożliwe; inne sprawy przy rewizji nie są aż tak drażliwe - powiedział Dziekan. Znawcy orientu doradzali też wojskowym, jak nawiązywać kontakty z lokalnymi społecznościami. - Zwracaliśmy uwagę, żeby kierowali się do osoby najbardziej poważanej, np. imama meczetu, lub najstarszej, (...) żeby nie załatwiać spraw z kobietami lub dziećmi - relacjonował profesor. Jego słuchaczy zaskakiwało wiele rzeczy. Dziekan powiedział, że reakcje w różnych jednostkach były różne, niektórzy żołnierze mieli już pewne przygotowanie i nie zadawali pytań dotyczących spraw podstawowych. Niektórzy byli niepocieszeni odpowiedziami na pytania dotyczące zaspokajania potrzeb cielesnych. - Powinni wiedzieć wszystko, czego nie wolno. Być może w praktyce będzie luźniej, ale lepiej, by byli przygotowani na rygorystyczne zakazy. Przewidziana dla Polaków strefa to obszar bardzo tradycyjny. O ile miejscowi mogą sobie pozwolić na mniej ortodoksyjne zachowania, to żołnierze na pewno nie - wyjaśniał. - Dotyczy to np. stroju. W Nadżafie i Karbali nie wolno nosić krótkich spodni. W innych miejscach zakazów wprawdzie nie ma, ale zostałoby to tak przyjęte, jak gdyby u nas mężczyzna pokazał się na ulicy w stringach. Przestrzegaliśmy, że nie można się też pokazywać z obnażonym torsem - mówił. Niekiedy to, czego żołnierze dowiadywali się od arabistów, kłóciło się z już otrzymanymi przez nich instrukcjami. - Jest konflikt między nakazami higieny a rzeczywistością. Żołnierze dostali materiały zabraniające im picie nieprzegotowanej wody, jedzenia niemytych warzyw i owoców. O ile można odmówić przyjęcia szklanki wody na ulicy, o tyle w gościnie absolutnie nie można nie przyjąć poczęstunku. Obrazą byłoby też pytać, czy jedzenie zostało umyte - dodał. Żołnierze dostaną informatory i słowniczek podstawowych zwrotów arabskich. - W odróżnieniu od amerykańskich rozmówek, które widziałem, nasz słowniczek nie ogranicza się do języka literackiego. Został przygotowany specjalnie dla Iraku i tamtejszego dialektu, który żołnierze będą słyszeć na co dzień. Miejscowi zrozumieliby wprawdzie pytanie zadane w języku literackim, ale odpowiedzi będą udzielać prawie zawsze w dialekcie - uprzedza Dziekan. Naukowcy przygotowali na przykład żołnierzy na to, że będą często słyszeć wyraz "chuj" - w miejscowym dialekcie oznaczający "brat". Niektórym żołnierzom radzili, by przedstawiając się nie podawali swych nazwisk. Nie tylko Polacy będą narażeni na nieporozumienia związane z mylącym brzmieniem obcych wyrazów. Pierwotnie proponowana przez Amerykanów nazwa dla nowych sił zbrojnych Iraku New Iraqi Corps brzmiałaby wymawiana w skrócie "nik", co tam jest wulgarnym określeniem, oznaczającym obcowanie płciowe. Dlatego nowa nazwa to New Iraqi Army.