Gdyby chodziło tylko o popularność wśród wiernych, to niewątpliwie za - oczywiście w najlepszym tego słowa znaczeniu - idola polskich katolików trzeba by w tej chwili uznać osobistego papieskiego sekretarza, a od sierpnia metropolitę krakowskiego, abp. Stanisława Dziwisza. Jego sierpniowy ingres był wydarzeniem, które przyciągnęło do Krakowa tysiące ludzi. Chwilę potem był jednym z najważniejszych gości obchodów 25-lecia "Solidarności". A w październiku to na prowadzonej przez niego w Łagiewnikach mszy świętej uznali za stosowne pojawić się prawie wszyscy kandydaci na prezydenta. Poza tym abp Dziwisz jest wciąż obecny w mediach ze względu na swój udział w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Rozpoczęcie prac trybunału rogatoryjnego w Krakowie śledziła cała Polska. Wciąż też emocje wzbudzają ujawniane przez arcybiskupa kolejne szczegóły ostatnich chwil papieża. Jak wynika z niedawnego sondażu "Nowego Dnia", krakowskiego metropolitę za "najbardziej liczącą się osobę w polskim Kościele" uznaje już ponad połowa Polaków. Tylko jedna trzecia rodaków miejsce takie daje kard. Józefowi Glempowi. Wyniki tego sondażu trzeba jednak traktować z pewnym dystansem. Rzeczywisty wpływ metropolity krakowskiego na życie polskiego Kościoła jest bowiem póki co znacznie mniejszy niż niekłamana sympatia, jaką wzbudza wśród wiernych. Niezwykła popularność wcześniej stosunkowo mało znanego i żyjącego w cieniu papieża biskupa wynika na razie głównie z tego, że przypomina on wciąż Polakom o Janie Pawle II. Tymczasem kardynałowi Glempowi wielu do dziś nie może wybaczyć, że kiedy pogorszył się stan zdrowia papieża, nie wrócił natychmiast z Ameryki Południowej, gdzie wtedy przebywał. Przyjaciel i sekretarz Jana Pawła II szybko podbił serca Polaków. Ale popularność to jeszcze za mało. Na razie abp Dziwisz nie zabiera głosu w ważnych czy kontrowersyjnych dla Kościoła sprawach, a kiedy udziela wywiadów, to zwykle głównie wspomina swojego wielkiego przyjaciela. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby arcybiskup z czasem zwyczajną ludzką sympatię przekuł w autorytet, który może jeszcze przez długie lata grać pierwszoplanową rolę wśród polskich duchownych. I takie właśnie nadzieje zdaje się pokładać w metropolicie krakowskim polski Kościół. Kard. Glemp powoli odchodzi na zasłużoną emeryturę, a poza tymi dwoma nazwiskami mało jest w tej chwili w Polsce duchownych powszechnie rozpoznawanych. Nawet nazwisko przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, abp. Józefa Michalika, nie jest znane zbyt wielu katolikom. Więcej Polaków słyszało już raczej o abp. Józefie Życińskim czy bp. Tadeuszu Pieronku. Znacznie głośniej jest za to o innych, kontrowersyjnych, ale nie znaczy wcale, że mało wpływowych duchownych - ojcu Tadeuszu Rydzyku czy prałacie Henryku Jankowskim. Ten pierwszy, według niektórych, wygrał właśnie w Polsce podwójne wybory i ma duży wpływ na władzę. Ten drugi będzie miał niedługo instytut swojego imienia, a na razie firmuje wino Monsigniore i sprzedaż monet z serii "Jan Paweł Wielki". Pytanie tylko, czy akurat taki rozgłos polskiemu Kościołowi dobrze służy? Chyba dopiero ten, kto go wyciszy, będzie mógł się mienić rzeczywistym autorytetem i przywódcą polskiego Kościoła. Niedługo przekonamy się, czy będzie to abp Dziwisz.