(1Tes 4,13-14.17-18; J 5,24-29) - Dostojni bracia koncelebranci i kapłani, z księdzem arcybiskupem metropolitą warszawskim, w smutku pogrążona rodzino pary prezydenckiej, wysocy przedstawiciele życia publicznego, rządu, parlamentu, w smutku pogrążeni mieszkańcy ojczyzny i stolicy. Prawie od tygodnia Polska i Polacy, okryci bólem i żałobą, żegnają swojego prezydenta pana Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką, a także byłego prezydenta na uchodźstwie pana Ryszarda Kaczorowskiego wraz z wysokimi przedstawicielami życia publicznego, którzy zginęli w tragicznym wypadku samolotu pod Smoleńskiem. Dziś stołeczne miasto Warszawa, oddaje hołd parze prezydenckiej wraz z wszystkimi pozostałymi ofiarami, których śmierć w tragicznej katastrofie, połączyła na zawsze, na wieki. Miałem honor odprawiać pierwszą mszę świętą w intencji pary prezydenckiej, w obecności najbliższej rodziny w Pałacu Prezydenckim. Obecnie tu, w katedrze św. Jana, gdzie po raz ostatni stają obydwie trumny na warszawskiej ziemi, pragnę wypowiedzieć słowo liturgicznego pożegnania w imieniu Kościoła, a także mieszkańców stolicy i wszystkich Polaków. Wszyscy znaliśmy pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego jako oddanego syna naszej ojczyzny, wielkiego Polaka i gorącego patriotę. Jednakże dopiero po tragicznej śmierci ukazuje się przed światem cały wymiar jego wielkości człowieka i męża stanu. Dziś przed nim chylą czoło koronowane i niekoronowane głowy państw, prezydenci, mężowie stanu Europy i innych części świata, Wschodu i Zachodu. Przy jego trumnie - jak słyszymy - spotkają się wybitni politycy, którzy dotąd być może nigdy nie stanęli obok siebie. Świadczy to wymownie o tym, jaki szacunek zdobył sobie pan prezydent w oczach ludzi, odpowiedzialnych za polityczne oblicze świata, nawet u tych, którzy za życia nie zawsze podzielali jego poglądy. Poznaliśmy także parę prezydencką Lecha i Marię Kaczyńskich jako kochających i przykładnych małżonków. Jednakże dopiero jednak śmierć - w dużym stopniu dzięki mediom - ukazała nam, jak serdeczne i pełne szacunku, miłości i oddania, były więzy, które łączyły ich za życia. Nie krępowali się publicznie okazywać sobie wyrazów czułości, miłości i przywiązania. Zjednoczeni węzłem sakramentu małżeństwa, przeszło 30 lat temu ślubowali sobie wierność aż do śmierci. Tragiczny los połączył ich także na całą wieczność. Obydwie trumny spoczną w sposób symboliczny, na zawsze, nawet w jednym sarkofagu, w krypcie zasłużonych na Wawelu, jako znak i przypomnienie dla przyszłych pokoleń. W czasie ostatniego pobytu w Gnieźnie, z okazji VIII Zjazdu Gnieźnieńskiego poświęconego właśnie rodzinie, który nosił tytuł "Rodzina nadzieją Europy", pan prezydent powiedział następujące słowa: małżeństwo jako związek jednej kobiety z jednym mężczyzną, jest podstawą cywilizacji chrześcijańskiej - najbardziej przyjaznej dla ludzi cywilizacji, stworzonej na ziemi. Wspólnota mężczyzny i kobiety nazywa się małżeństwem i nic innego małżeństwem nazywać się nie może. Chociaż oczywiście ludzie o określonych preferencjach byli, są i będą, należy im się prawo, tolerancja i chrześcijański stosunek. Ale raz jeszcze powtarzam: małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny zawieranym na całe życie, od chwili jego zawarcia aż do śmierci. To jest zasada, którą nie zawsze udaje się zrealizować, ale ta zasada musi pozostać. Gdyby wszyscy politycy w Polsce, którzy wyznają tę samą wiarę w Jezusa Chrystusa, a zatem i tę samą prawdę o istocie małżeństwa, mieli odwagę dać tak jednoznaczne świadectwo o tej prawdzie, i potwierdzić ją własnym życiem, zapewne inaczej wyglądałby stan polskich małżeństw i oblicze polskiej rodziny.