Miał on w 1888 roku wyemigrować do Londynu i zamieszkać w dzielnicy Whitechapel, gdzie prowadził zakład fryzjerski pod nazwiskiem Georg Chapman. Z archiwalnych akt Scotland Yardu wynika, że ów jegomość przebywał krótko w New Jersey (USA), gdzie stwierdzono analogiczne zabójstwa kobiet. Po powrocie do Londynu w krótkim czasie zmarły jego trzy żony. Oskarżony o ich zamordowanie został w 1892 roku skazany na śmierć i niedługo potem stracony. Według historyków Scotland Yardu istnieje duże prawdopodobieństwo, że największym zabójcą XIX wieku był nasz rodak. Kuba i potomni Problem z Kubą Rozpruwaczem polegał jednak na tym, że na dobrą sprawę seryjnego mordercy działającego w londyńskich dzielnicach nędzy nigdy nie zdołano zdemaskować. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa z listą najgłośniejszych zabójców kończącego się stulecia opracowaną przez grupę międzynarodowych kryminologów. Wśród dziesięciu postaci o krwawym życiorysie, których zdołano postawić przed sądem, znalazły się aż trzy polskie nazwiska: Zdzisława Marchwickiego, Joachima Knychały i Pawła Tuchlina. Dwóch pierwszych światowych wampirów pochodzi ze Śląska. Trzeci był Kaszubem. Doborowe towarzystwo uzupełniają: Peter Kuerten - znany jako Upiór z Duesseldorfu, Albert De Salvo - Dusiciel z Bostonu, Jurgen Bartsch - młodociany zabójca seksualny z Zagłębia Ruhry, Rumun Jon Rymaru, Vaclav Mrazek zwany Upiorem z Chomutova i dwaj dalsi Niemcy: Heinrich Pommerenke i Karl Denke. Wszystkich spotkał ten sam los: zginęli na stryczku. Dziś egzekucje wykonuje się tylko w niektórych stanach USA. W Unii Europejskiej notorycznych morderców skazuje się na bezwzględne dożywocie. W polskim prawodawstwie takie pojęcie nie istnieje. Jeśli skazany na dożywocie nie załatwi sobie sam przedterminowego zwolnienia, to wyręczy go sam wymiar sprawiedliwości. Nasze więziennictwo jest zbyt ubogie, by dbać o starych, zniedołężniałych wampirów. Historia Jana Wranke Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości, począwszy od roku 1960 na szubienicy w Polsce zawisło 254 skazanych. Najwięcej, bo aż 27 osób powieszono w roku 1973, najmniej w 1982 - tylko dwie. Ostatecznie szubienica powędrowała do lamusa w 1988 roku. Ale wyroki śmierci wydawano jeszcze długo potem. Ostatni zapadł przed katowickim sądem wojewódzkim w 1994 roku. Ława sędziowska złożona z pięciu osób orzekła stosunkiem głosów trzy do pięciu karę śmierci wobec 24-letniego mieszkańca Rudy Śląskiej Jana Wranke. - Bulgotanie krwi zawsze wzbudzało we mnie agresję - powiedział skazany w ostatnim słowie podczas procesu. Z pozoru cichy, młody mężczyzna o krępej budowie ciała miał już na swym koncie konflikty z prawem zanim zaczął mordować. Jego specjalnością były włamania do piwnic, kiosków, kurników, garaży i altanek. W jaki sposób drobny złodziejaszek stał się łaknącym krwi wampirem? Motywy jego zbrodniczej działalności wydają się niejasne. Pierwszą ofiarą rudzkiego mordercy padła Dorota H. Sprawca wracając wieczorem do domu postanowił zahaczyć o mieszkanie sąsiadki. Kiedyś słyszał, że za flaszkę wina można się u niej nieźle zabawić. Pijana Dorota spała właśnie na tapczanie. Położył się obok niej i zaczął obmacywać. Pierwszy raz się udało, ale powtórki z rozrywki gospodyni wyraźnie odmówiła. Rozwścieczony Wranke chwycił pogrzebacz i z całej siły uderzył nim kobietę w głowę. Potem drugi raz, trzeci i dziesiąty. Widząc krew użył kolejnych narzędzi: siekiery, młotka i noża. Gdy wyładował złość i poczuł wyczerpanie, wytarł krew z podłogi, zabrał radiomagnetofon i dziesięć choinkowych żarówek, po czym opuścił mieszkanie zamykając je na klucz. Drugiej zbrodni Jan Wranke również nie planował. Wszystko zaczęło się w barze Magic w Rudzie Śląskiej. Dosiadł się do grupy nieznajomych ludzi. - dziewczyny i trzech mężczyzn. Troje z nich opuściło lokal wcześniej. Czwarty - Adam R. - został w towarzystwie swego późniejszego oprawcy do godziny zamknięcia. Obaj byli na dobrym rauszu, postanowili więc bawić się dalej w pobliskim mieszkaniu Adama R. Wypili wódkę i zasnęli na siedząco. Po kilku godzinach Wranke obudził się. Zobaczył stojący na stole radiomagnetofon Altus, komputer Amiga i dyskietki. - Zawsze chciałem coś mieć - zeznał potem przed prokuratorem. Z Adamem R. miał jednak kłopoty. Chłopak stawiał silny opór. W dodatku nóż masarski, którym ugodził go w szyję złamał się kalecząc sprawcę w dwa palce. Ostrze drugiego wymierzone w serce ofiary skrzywiło się. Sięgnął więc po ręcznik, a na koniec użył toporka. Walił na przemian, to ostrzem, to obuchem, ścierając głowę Adama R. na miazgę. Wampir na emeryturze Jan Wranke cudem uniknął stryczka. Karę śmierci zamieniono mu na dożywocie. Za 20 lat będzie mógł ubiegać się o zwolnienie z więzienia. Nowy kodeks karny daje mu taką możliwość. Decyzję podejmie ostatecznie sąd penitencjarny. Mało jednak prawdopodobne, by Wrankemu za kratami posiwiały bokobrody. Utrzymanie starego więźnia najzwyczajniej się nie kalkuluje, a więzienie to nie dom starców. Wampir z Rudy Śląskiej, choć swymi krwawymi czynami nie dorasta nawet do pięt Knychale czy Marchwickiemu ma więc spore szanse dorównania w przyszłości swym wielkim poprzednikom. Zresztą, kto wie, może już by to zrobił, gdyby nie sukces prowadzonego przez policję śledztwa, które doprowadziło do jego aresztowania po drugim, a nie po dziesiątym morderstwie. - Każdy seryjny zabójca, zwłaszcza seksualny debiutuje kilkoma usiłowaniami. Dlatego dogłębna analiza poszczególnych przypadków może pomóc w identyfikacji sprawcy - zauważa prokurator Władysław Czekaj - szef Prokuratury Rejonowej w Bytomiu. Ten wybitny specjalista z dziedziny kryminalistyki i prawa karnego przeanalizował w swojej karierze setki raportów policyjnych zawierających meldunki o gwałtach i zabójstwach, których sprawców nigdy nie zdołano ująć. - Wiele razy powtarza się ten sam sposób działania - twierdzi Czekaj. - Czasami bywam wprost przekonany, że tamtej zbrodni sprzed dziesięciu, piętnastu lat winien jest ten sam człowiek, który teraz siedzi przede mną jako podejrzany w innej, podobnej sprawie. Cóż jednak z tego jeśli czas robi swoje. Ludzie zmieniają wygląd zewnętrzny. Świadkowie nie wiele potrafią powiedzieć po latach. Co pewien czas pojawia się w społeczeństwie osobnik, który dopuszcza się serii zabójstw. Jedni powodowani są zaburzeniami na tle seksualnym inni rozzuchwaleniem dla jeszcze innych mordowanie jest swoistym sposobem na życie. W województwie śląskim policja rejestruje każdego dnia wiele niewyjaśnionych przestępstw. W Bytomiu poszukiwany jest mężczyzna napadający wieczorami na samotnie idące kobiety. W Bielsku-Białej w podobny sposób zamordowano trzech starszych mężczyzn. W okolicach Mysłowic w ciągu trzech minionych lat niezidentyfikowany sprawca dokonał ponad stu czynów lubieżnych na nieletnich. Kim są ci przestępcy? Kto ich zna? - Oni żyją obok nas. Mijamy ich codziennie na ulicy. Z pozoru nie zdradzają żadnych odchyleń od ogólnie przyjętych norm zachowania. Zwykle najwięcej wiedzą o nich najbliżsi. Nierzadko domyślają się nawet, że ich mężowie, wujkowie i tatusiowie prowadza podwójne życie. Tylko nie chcą o tym nikomu mówić - zwraca uwagę prok. Czekaj. - Kiedyś prowadziłem śledztwo przeciwko Joachimowi Knychale o czyn lubieżny. Przesłuchiwałem jego żonę. Nic mi nie powiedziała. Dopiero kilkanaście lat później przy okazji innej sprawy dowiedziałem się od niej, że Joachim kilkakrotnie po pijanemu zwierzył się jej wprost: to ja morduję te kobiety, to ja jestem wampirem! Gdyby wtedy zdecydowała się mówić, to wiele istnień ludzkich uszłoby z życiem. Niestety, stało się inaczej. Kajetan Berezowski PRZECZYTAJ INNE HISTORIE: Opowieści z piekła rodem Pani zabiła pana Humor z prokuratorskiej teki Zagadkowa śmierć