Żaden z członków rodziny królewskiej nie może poślubić osoby o wyznaniu katolickim (zgodnie z prawem), a sam premier Tony Blair z przejściem na katolicyzm czekał aż do chwili odejścia z urzędu. Prawo więc wciąż trzyma przy życiu stare zatargi, a choć niechęć do katolików zmalała, wyznanie to jest tu odbierane dość nieżyczliwie. Fajerwerki i parady z pochodniami to organizowane 5 listopada w Anglii atrakcje. Młode pokolenie Anglików nie zawsze wie, dlaczego w tym dniu tak ważne są fajerwerki, a każdy z burmistrzów prześciga się w organizacji ich spektakularnych pokazów. Starsi wiedzą, że dzień ten zwany jest Dniem Guya Fawkesa (Guy Fawkes Day lub Bonfire). Postać Fawkesa kojarzy się z jednym - z nieudanym wysadzeniem budynku parlamentu w Londynie w roku 1605. Jak się zdaje, to nic wielkiego, jednak śmiały występek planujących zamach katolików przechylił czarę goryczy w stosunkach z protestantami i zalał kraj falą nienawiści. Lewes jest miastem w hrabstwie Sussex, szczyci się kilkunastowieczną historią. Snując się leniwie po jego uliczkach, trudno wyobrazić sobie szaleństwo, które je ogarnia 5 listopada. Czy właściciele domów malowanych na jasne kolory i obwieszonych pelargoniami mogą w sobie pielęgnować jakąkolwiek niechęć do przedstawicieli innego wyznania? Wystarczy pojawić się tu 5 listopada, by z przerażeniem poczuć atmosferę, jaka musiała towarzyszyć zatargom religijnym w XVII wieku. Królowa Maria zwana Bloody Mary (Krwawa Mary), starsza siostra królowej Elżbiety I, była zagorzałą katoliczką. Po śmierci ojca Henryka VIII zapragnęła, by kraj przeszedł z powrotem na katolicyzm. Tak więc jak poprzednio Henryk VIII mordował katolików, na polecenie jego córki, królowej Marii, zamordowano około 300 protestantów, żywo sprzeciwiających się jej religijnym pomysłom, wtedy zginęło siedemnastu mieszkańców Lewes. Od tamtej pory uważa się ich za męczenników wiary anglikańskiej i w czasie Bonfire wspomina poprzez zapalanie siedemnastu krzyży niesionych w paradzie z kukłami wyobrażającymi przedstawicieli Kościoła katolickiego, a szczególnie Watykanu. Na stosie więc co roku płonie kukła papieża i jego biskupów. Tłum podąża nieśpiesznie przy dźwiękach muzyki na plac, gdzie następuje odpalenie sztucznych ogni i pokaz fajerwerków. Ludzie falują żywiołowo i na moment znów przypominają sobie o religii. Wróćmy do Guya Fawkesa. Nieszczęśnik nie był nawet pomysłodawcą zamachu. Urodził się w mieście York po kilku latach od chwili, gdy Henryk VIII ogłosił się głową Kościoła. Wciąż słyszał o prześladowaniach katolików, jednak zainteresował się nimi dopiero jako osoba dorosła. Zaprzyjaźniwszy się z katolikami, postanowił zmienić wyznanie i dołączyć do "starej" religii. Był w swym postępku tak zdeterminowany, że dołączył nawet do armii hiszpańskiego króla, ostrzącego sobie zęby na brytyjski tron. W czasie służby w wojsku Guy musiał zapoznać się z wiedzą na temat prochu - broni, która nie była jeszcze bardzo popularna w Europie. Katolicy oczywiście wciąż działali w konspiracji przeciwko królowi w Anglii i planowali zamach. Guya Fawkesa zwerbowano do grupy konspiratorów, właśnie z uwagi na jego wiedzę na temat prochu. Plan był bardzo śmiały - konspiratorzy wynajęli pomieszczenia pod budynkiem parlamentu w Londynie i zgromadzili tam 36 baryłek prochu. Zamierzano wysadzić parlament wraz ze zgromadzonymi w jego murach na kolejnej sesji przedstawicielami władzy, a w tym królem i jego synem. Niestety plan się nie powiódł - po pierwsze przesunięto datę posiedzenia parlamentu, a po drugie jeden z konspiratorów ostrzegł swojego protestanckiego szwagra, którzy w tym dniu miał również pojawić się w budynku. Grupę ujęto, torturowano i ostatecznie powieszono, wyrywając więźniom serce, a ciała poćwiartowano i rzucono ptakom na pożarcie. Oczywiście prześladowania katolików jeszcze się nasiliły, odebrano im na ponad 200 lat prawa wyborcze i uniemożliwiono wstępowanie do armii. Dziś nikt nie wspomina o krwawej stronie zatargów religijnych na Wyspach Brytyjskich, Bonfire w listopadzie jest jednym z bardziej oczekiwanych festynów w roku. Wiadomo jednak, że do czasu przybycia na Wyspy silnej grupy katolickich emigrantów, wyznanie to liczyło zaledwie 8 proc. całego społeczeństwa. Elżbieta Liszkowska