Ostatnio repertuar posła został poszerzony o terminologię teologiczno-moralną. Wprawdzie nowe powiedzonko o "grzechach lekko-ciężkich" jest trochę mało poprawne teologicznie (bo albo jest grzech lekki, albo ciężki - chyba, że ostatnio coś nowego w tym względzie ogłosił Watykan), ale za to niezwykle pojemne i plastyczne. Co więcej w tej "lekko-ciężkiej" kategorii każdy może się znakomicie odnaleźć: czyż nie nam się zdarzyło pomarzyć, żeby coś, co obiektywnie jest "ciężkie", wyglądało na "lekkie"? Od razu bijąc się w piersi przyznaję, że mnie tak i chyba odosobniony w tym nie jestem. Spójrzmy, ile byłoby pożytku, gdyby w głos posła Cymańskiego wsłuchali się teologowie. Zamiast przeżywać męki przy konfesjonale, wystarczyłoby wykorzystać formułę "grzechu lekko-ciężkiego", a najtwardszemu grzesznikowi każde, nawet obiektywnie największe draństwo, przechodziłoby płazem. Nie inaczej w odniesieniu do problemów bardziej przyziemnych, np. w Urzędzie Skarbowym. Kiedy urzędnik już wpadłby na nasz błąd, (zwłaszcza zamierzony i wyraźnie nieprzypadkowy) szybko zgłosilibyśmy to jako nasz "lekko-ciężki" błąd i po sprawie: zwłaszcza, jeśli kara byłaby lekka a błąd ciężki (o czym dziś każdy, kto się jedynie pomyli - nawet o przysłowiowy grosz - może jedynie pomarzyć). Z przywileju "grzechów lekko-ciężkich" korzystaliby szefowie rozgłośni typu Radio Maryja i Tok FM, tłumaczący się za swoich słuchaczy i gości, którym przydarza się na antenie to i owo. Wezwani do tłumaczenia się przed Wysoką Radą lub odwiedzeni przez policję mogliby bezradnie rozłożyć ręce i powiedzieć, że tak naprawdę wolny i lekki potok słów usprawiedliwia ciężkie głupoty, jakie płyną czasem z radiowych głośników. A w polityce? No, tu akurat codziennie mamy kolejne przykłady wręcz seryjnie wymyślanych i w praktyce stosowanych "grzechów lekko-ciężkich". Zresztą, przykład "lekkiego" zaburzenia toku myślenia ministra Antoniego Macierewicza, który spowodował "ciężkie" posądzenie kilku byłych dyplomatów, skłonił posła Cymańskiego do wymyślenia tytułowej konstrukcji słownej. Ale na bok żarty i gdybanie. W życiu różne kombinacje lekko-ciężkie, słodko-kwaśne czy gorzko-słone może i wychodzą na dobre, ale zdarzają się najczęściej w kuchni i niech tak zostanie. W normalnym życiu trzeba mieć odwagę przyznania się tak do błędu, jak i głupstwa czy nawet grzechu, zwłaszcza, jeśli jest tylko lekkim potknięciem, a nie ciężką obrazą. Tak najczęściej jest z ludzką głupotą, której zwyczajnie jest więcej niż nawet wszystkich lekkich grzechów razem wziętych. A na koniec dobra wiadomość: w suwalskiej głuszy, pod okiem Stanisława Tyma, rozpoczyna się kręcenie drugiej części filmu "Miś". Nie mam wątpliwości, że nowe dzieło Tyma będzie jednocześnie znakomitym komentarzem do dzisiejszej rzeczywistości, ale i swoistym lustrem, w którym się zbiorowo przejrzymy, pękając ze śmiechu. Aż się boję, że Tymowi mogą nawet grozić seryjne procesy o plagiat (tak postaci, jak i sytuacji). Najważniejsze, żeby przy oglądaniu "lekkie" pomieszanie nie spowodowało "ciężkiego" uszkodzenia narodowego zdrowego rozsądku.