- Bardzo nie chciałbym obudzić się w Warszawie rządzonej przez Antoniego Macierewicza czy kogokolwiek z PiS-u. Bardzo bym nie chciał, żeby w poniedziałek po referendum w Warszawie cieszył się Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, ojciec Tadeusz Rydzyk. Dlatego konsekwentnie do niedzieli będziemy zniechęcać warszawiaków do tego, żeby w tym referendum wzięli udział - powiedział Graś w radiu ZET. Zaznaczył, że taktyka PO przed referendum od początku była taka sama. Zdaniem Grasia frekwencja w referendum sprzyja zwolennikom odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz i wiadomo, że do referendum pójdą, ci, którzy są przekonani, że trzeba odwołać prezydent Warszawy. - W związku z tym jest oczywiste, i taka jest taktyka i strategia PO, żeby przekonać warszawiaków, poprosić ich: "jeśli jesteście za tym, żeby do przyszłych wyborów, które już za rok, pani prezydent nadal sprawowała swój urząd, zostańcie w domu" - powiedział. Dodał, że "ten czerwony dywan rozścielony przez pana Guziała (Piotr Guział burmistrz Ursynowa i szef Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, która zapoczątkowała inicjatywę referendalną) i tych, którzy byli inicjatorami referendum został wykorzystany do marszu PiS". - Kroczy po nim dzielnie Jarosław Kaczyński i "kandydat na wszystko", czyli pan profesor Gliński. PiS w ciągu ostatnich tygodni robi wszystko, żeby przekonać warszawiaków, że w niedzielę nie mamy do czynienia z referendum, tylko z wyborami (...)Pan profesor Gliński na pewno nigdy prezydentem Warszawy nie zostanie. Warszawiacy nigdy go nie wybiorą - mówił Graś. Jego zdaniem, PiS w kampanii przedreferendalnej przedstawia "kuriozalne pomysły". Przekonywał dlaczego warto, aby Gronkiewicz-Waltz była nadal prezydentem stolicy. - W jej czasach wybudowano więcej mieszkań komunalnych, niż od 1990 roku za kadencji wszystkich pozostałych prezydentów razem wziętych - mówił. Premier Donald Tusk "ma wiarę" w Gronkiewicz-Waltz Graś podkreślił, że premier Donald Tusk "ma wiarę" w Gronkiewicz-Waltz, o czym świadczy jej wybór w minioną sobotę na szefową PO w Warszawie. - Gdyby referendum się nie powiodło, jeśli rzeczywiście takie wotum nieufności zostało udzielone (...) to decyzja o tym co dalej, będzie należała do pana premiera. Bedzie komunikował ją warszawiakom - powiedział rzecznik rządu. Zapytany, czy premier zdecyduje się wprowadzić komisarza, czy rozpisze nowe wybory, odpowiedział: "Wachlarz możliwości jest prosty. Jaki ostatecznie scenariusz zostanie ostatecznie wybrany, to będzie komunikat premiera". Nie zgodził się z opiniami, że wprowadzenie komisarza byłoby złamaniem prawa. Tusk w sierpniu nie wykluczył, że w razie odwołania Gronkiewicz-Waltz, to jej mógłby powierzyć funkcję komisarza. - Jeśli jednak będę musiał decydować o komisarzu, to będę starał się wybrać osobę, która w najlepszym, największym stopniu zagwarantuje Warszawie na te kilka miesięcy do następnych wyborów, takie bezpieczeństwo, jeśli chodzi o obrót finansowy, inwestycje - mówił. Referendum ws. odwołania prezydent stolicy odbędzie się 13 października. Będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta w Warszawie w 2010 roku, czyli co najmniej 389 430 osób. Zgodnie z przepisami. jeśli prezydent miasta zostaje odwołany w referendum, jego mandat wygasa wraz z ogłoszeniem wyniku referendum w dzienniku urzędowym województwa. Wtedy osobę pełniącą funkcję prezydenta miasta (tzw. komisarza) "niezwłocznie" wyznacza premier. Komisarz pełni swoją funkcję do czasu wyboru nowego prezydenta. Przedterminowe wybory zarządza premier.