Niemniej, choć nawiązań do poprzedniego pontyfikatu będzie pewnie sporo, sprowadzenie najbliższych dni jedynie do wymiaru sentymentalnej podróży będzie błędem. Benedykt XVI przybywa do Polski przede wszystkim jako następca św. Piotra i pasterz Kościoła powszechnego, którego nasz kraj jest jedynie częścią, i to przecież nie należącą do największych ani liczebnie, ani pod żadnym innym względem. Te same problemy, które trapią Kościół powszechny, są także obecne nad Wisłą. Po drugie, każda pielgrzymka papieża jest okazją, aby danemu Kościołowi lokalnemu zwrócić uwagę na to, co powinien zrobić: na niebezpieczeństwa, jakie przed nim stoją, na zmiany, które powinien wprowadzić. Jest także próbą wskazania szans, jakie należy wykorzystać, aby daną wspólnotę wzmocnić. Tak czynił także papież-Polak, więc nie sądzę, żeby jego następca pominął milczeniem ten wymiar swego posłannictwa i misji, choć może on nieco zostać "przysłonięty" naszą gościnnością i tzw. zewnętrzną oprawą. Tak na marginesie wiara, jak wykazują różne publikowane ostatnio badania socjologiczne (ale przecież także te mniej reprezentacyjne, za to bardziej żywiołowe, jak np. dyskusje w internecie - choćby ostatnia, za którą wszystkim dziękuję, po felietonie poświęconym religijności a'la Dan Brown), dla większości Polaków nie jest czymś przeszłym, jakimś folklorem czy jedynie tradycją przodków. Jest nadal żywa i spontaniczna. Nie została zniszczona ani przez ateistyczny komunizm, ani przez wolność czasów kapitalizmu. Jej wyznawanie i obecność w życiu publicznym ulega natomiast ciągłej ewolucji i zmianie i tylko od nas zależy, czy uczynimy z niej fasadę zasłaniającą nasze słabości i wady, czy raczej trampolinę pozwalającą się odbić w nowej rzeczywistości. Czytałem ciekawy tekst napisany przez dziennikarzy jednej z czołowych zachodnich agencji prasowych, którzy przez pryzmat kilku obrazków z naszej codzienności pokazali polską religijność, w której jest miejsce i dla spontanicznej religijności młodych, i dla wielbicieli ojca Rydzyka. Dla polityków zmierzających, aby zająć pierwsze rzędy podczas papieskich mszy i zadowalających się często oglądaniem papieża jedynie na wielkich telebimach tysięcy prostych pielgrzymów, tych zwykłych i poczciwych ludzi przemierzających dla tej chwili nawet setki kilometrów. Tym, co połączy wszystkich, będzie chęć spotkania się z papieżem, tak jak to było za czasów Jana Pawła II, i wsłuchania się w to co chce nam powiedzieć. Sądzę, że papież Benedykt doceniając tradycyjną polską religijność ludową, wezwie nas także do pogłębienia wiary osobistej i popatrzenia na Kościół w nieco szerszej perspektywie. Dlatego ważnym, o ile nie najważniejszym punktem (przynajmniej w wymiarze międzynarodowym), będą ostatnie chwile, które spędzi na terenie byłego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz - Birkenau. To właśnie tam, w miejscu które przedstawiciele jego narodu uczynili synonimem zła i śmierci padną, jak się powszechnie przypuszcza, słowa o dialogu, pojednaniu i akceptacji dla innych ludzi. Zostanie wypowiedziana przestroga przed wojną, nietolerancją i pogardą dla drugiego, innego człowieka. Będzie to zatem przesłanie skierowane nie tyle do gospodarzy tej pielgrzymki, ile do całego Kościoła i współczesnego świata. Dla Polaków natomiast może stać się symbolicznym "zamknięciem" porachunków z przeszłości w tym ostatecznym pojednaniem z naszym zachodnim sąsiadem. Wydaje się, że nie może być nic bardziej symbolicznego niż papież-Niemiec stojący i modlący się o pojednanie i pokój nad grobami ponad miliona ofiar nazistowskiego systemu pogardy i zła. Jeśli do tego dołożymy szansę posłuchanie kogoś, kto patrzy na nas nieco z boku, przez pryzmat miejsca i roli, jaką możemy odgrywać w Kościele powszechnym, warto na te parę dni porzucić wszelkie inne, mniej ważne sprawy i wybrać się (nawet jeśli będzie to tylko duchowa pielgrzymka) na te nadzwyczajne rekolekcje. Być może to nie tylko pierwsza, ale i jedyna okazja, aby posłuchać jednego z najwybitniejszych umysłów współczesnego świata. Na dodatek wielkiego przyjaciela naszego kraju, a - jak wiadomo - prawdziwych przyjaciół zawsze warto słuchać. Ks. Kazimierz Sowa