Miało być tak: powołana przez Sejm komisja śledcza badająca tzw. sprawę Rywina miała działać w świetle mikrofonów i kamer. Jawnie i przejrzyście. I tak było - przynajmniej teoretycznie - aż do wczoraj, kiedy posłowie zdecydowali się utajnić zeznania byłej prokurator Wandy Marciniak, która zajmowała się tą sprawą. Skończyła się więc otwartość, zaczęło być bardzo tajemniczo i choć szef komisji śledczej zwrócił się do prokuratora generalnego o odtajnienie protokołów zeznań, niesmak pozostał. Minister sprawiedliwości wciąż się zastanawia, bo - jak powiedział reporterom RMF - musi dokładnie zapoznać się z tą sprawą. Jak się jednak dziś okazało, niedługo zastanawiał się jeden z członków komisji. Dziennik "Rzeczpospolita", powołując się na informacje od jednego z posłów, ujawnił część zeznań prok. Marciniak. Według tej relacji powiedziała ona, iż prokuratorzy badający sprawę Rywina, przed przesłuchaniem Leszka Millera dostali od przełożonych kartkę z pytaniami, jakie mają być zadane premierowi. - Jakiś poseł przypomina przedszkolaka w krótkich majtkach. Nie potrafił poczekać z siusianiem godziny, nie potrafił zachować tajemnicy parę godzin i poleciał z jęzorem do dziennikarki - mówił w porannych Faktach RMF oburzony przewodniczący Tomasz Nałęcz. Przeczytaj cały wywiad To udramatyzowanie sytuacji przez pana marszałka Nałęcza jest zdecydowanie przesadne, a słowa za ostre - oceniał z kolei poseł Jan Rokita. Tak czy owak, gdyby posłowie przesłuchiwali jawnie, problemu dziś by nie było. Ujawnione przez media zeznania prokurator Marciniak stawiają pod ścianą szefostwo prokuratury. Wprawdzie prokurator krajowy twierdzi, że chodzi o zwykły nadzór nad śledztwem, czyli wskazywanie, jakie wątki są istotne, jakich nie można pominąć, to już np. prokuratorzy z terenu mówią: tak postępuje się tylko w przypadku nowicjuszy. Czy zatem premiera Leszka Millera przesłuchiwali nowicjusze? Przeczytaj wywiad z ministrem sprawiedliwości Grzegorzem Kurczukiem Dziś przesłuchania sejmowej komisji były już jawne. Efektem zeznań byłej dziennikarki PAP będzie prawdopodobnie ponowne wezwanie przed oblicze komisji byłej minister kultury, a dziś szefowej gabinetu politycznego, Aleksandry Jakubowskiej. Chodzi o słynne słowa "lub czasopism", które usunięto z nowelizacji ustawy o rtv. Z relacji dziennikarki wynika, że Jakubowska powiedziała jej, iż zostały one usunięte, ponieważ były zbyt restrykcyjne. Zeznając przed komisją, Jakubowska stwierdziła, że usunięcie owych słów było "błędem technicznym".