Piotr Bikont: - Biedni fryzjerzy, ale poza tym ja wcale nie chcę czekać na strzyżenie w osobnej poczekalni, nawet lubię te zapachy i odbijającą się w lustrze krzątaninę wokół znieruchomiałych głów. U dentysty - owszem, wolałbym nie być bezpośrednim świadkiem krwawej męki poprzednika, bo z całą pewnością bym uciekł, albo zemdlał. Oj, żebym nie wypowiedział w złą godzinę, bo jeszcze ktoś z Sanepidu to przeczyta i ze złośliwym uśmiechem na pożółkłej twarzy niezwłocznie wprowadzi w życie. Zaiste zdumiewające, że nikt nie próbuje ruszyć nawet placem, żeby zrobić porządek z tą koszmarną instytucją. Sanepid to dziedzictwo Peerelu - powołano go nie tyle z troski o zdrowie obywateli, ale po to żeby tym co bardziej przedsiębiorczym zatruwać życie, bo taka była filozofia tamtego systemu. Pewnie, że potrzebne są jakieś reguły i formy nadzoru w dziedzinie higieny publicznej, ale gdzie indziej, np. w USA, potrafią to dużo lepiej robić.