Sekretarz Generalny ONZ zaapelował o pełne wyjaśnienie, jak doszło do incydentu. Z kolei przedstawiciele Wysokiego Komisarza Praw Człowieka twierdzą, że atak może być kwalifikowany jako zbrodnia wojenna. "Bezwzględnie potępiamy atak na szpital w Kunduz. To był ostatni działający w okolicy szpital. Jak wiadomo, ataki na placówki medyczne mogą kwalifikować się jako zbrodnie wojenne" - mówi rzeczniczka biura Wysokiego Komisarza Ravina Shamdasani.Amerykanie twierdzą, że ostrzelali szpital w odpowiedzi na wcześniejszy ostrzał talibów. Jednak Lekarze Bez Granic, których pracownicy zginęli w ataku, twierdzą, że w szpitalu nie było żadnych talibów. W odpowiedzi, dowódca amerykańskich wojsk w Afganistanie generał John Campbell oświadczył, że to afgańska armia walcząca na miejscu z bojownikami poprosiła o pomoc amerykańskie lotnictwo. "Wiemy, że afgańskie siły znalazły się w ogniu przeciwnika i poprosiły o pomoc nasze lotnictwo. W ataku zostało przypadkowo poszkodowanych wielu cywilów" - podkreślił generał John Campbell.To pierwszy tego typu incydent od wielu miesięcy. W przeszłości podobne pomyłki amerykańskiego wojska wywoływały wściekłość Afgańczyków.Pod koniec września talibowie przejęli kontrolę nad Kunduzem. Był to ich największy sukces od 2001 roku. Teraz o miasto toczą się ciężkie walki pomiędzy afgańską armią a rebeliantami.Amerykanie stacjonują w Afganistanie w ramach nowej misji "Resolute Support". Jest to misja o charakterze doradczym, choć Stany Zjednoczone mają na terenie Afganistanu niewielkie oddziały bojowe. Misja liczy 12 tysięcy żołnierzy, w tym 150 Polaków.