Trzymając na zmianę wibrator i wkładając koszulkę "Jestem gejem", reprodukuje prymitywne skojarzenia związane z seksualnością i walką o prawa mniejszości. Przede wszystkim jednak ma na koncie zagrania, które powinny spotkać się z jednoznacznym potępieniem środowisk LGTB*, a nie naiwną i tępą akceptacją. Niewybredne sugestie i demaskacje pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, dotyczące jego orientacji seksualnej, więcej wspólnego miały z ubeckim rozpowszechnianiem plotek o pisarzach homoseksualistach niż z akcją "Niech nas zobaczą" KPH. Kto tego nie rozumie, więcej zaszkodzi niż pomoże sprawie emancypacji mniejszości w Polsce. Owszem, Palikot powinien dostać Hiacynta, bo twórczo nawiązał do znanej akcji Urzędu Bezpieczeństwa, od której nagroda środowisk LGTB wzięła swoją nazwę. Ale obawiam się, że nie tędy szło rozumowanie nagradzających. Natomiast ich nieświadomość zbieżnej logiki obu akcji (ubeckiej sprzed kilku dekad i palikotowej sprzed roku), ujawniająca się w dzisiejszym fetowaniu błazna PO, doprawdy poraża. Być może środowiska mniejszości seksualnych tak spragnione są dobrej nowiny ze strony polityków, że wszystko gotowe wziąć za dobrą monetę, dać się wykorzystać i porzucić, zawsze, gdy stanie sprawa zmiany konserwatywnych regulacji prawnych. W tym kontekście nie zaskakują sondaże, wskazujące na szerokie poparcie dla PO wśród homoseksualistów i lesbijek, choć politycy Platformy dzielą się na takich, jak Niesiołowski, którzy uważają, że homoseksualizm to choroba, oraz takich, jak Donald Tusk, którzy uważają, że to tylko fanaberia. Jak niegdyś carscy chłopi - gotowi są kochać cara i trwać w poddaństwie. Lewica powinna martwić się nie tylko o stan świadomości zepchniętych w biedę i populizm robotników, ale także statystycznie lepiej sytuowanych i wykształconych, ale równie omamionych warszawskich gejów. Tych drugich, trudniej jednak zrozumieć. Sławomir Sierakowski *LGBT - skrótowiec odnoszący się do lesbijek, gejów, biseksualistów oraz osób transgenderycznych jako do całości - przyp. red.