Incydent nielegalnego uboju został pokazany w reportażu TVN. Ubój został zidentyfikowany w nocy z 14 na 15 stycznia br. Inspekcja Weterynaryjna we współpracy z policją podjęła czynności sprawdzające, wyjaśniające i zabezpieczające. Rzeźnia, w której dokonywano nielegalnego uboju została zamknięta. Z list dystrybucyjnych wynika, że mięso trafiło do kilkudziesięciu punktów w Polsce i za granicę - łącznie do 14 krajów, w tym do Czech. Autor reportażu Patryk Szczepaniak, na potrzeby materiału zatrudnił się w rzeźni skupującej chore i padłe krowy. Proceder dotyczył jednej z ubojni na Mazowszu. Jak opowiada dziennikarz, ubój chorych i padłych krów odbywał się jedynie w nocy, bez żadnego nadzoru weterynaryjnego. "Pierwsza krowa, która była wciągnięta do zakładu, była bez głowy. Padlina. Oniemiałem. Zapomniałem, że jestem reporterem pod przykrywką. Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem, co się w ogóle dzieje. Rankiem widziałem, że jeden z pracowników wyrzucił tę głowę do kontenera, żeby lekarz weterynarii jej nie zobaczył. Oczywiście weterynarza przy nocnym uboju nie było. Każda kolejna krowa wjeżdżająca do zakładu leżała. Z pysków sączyła im się piana. Nie wydawały żadnych dźwięków. Agonia" - mówił Szczepaniak. "Udało nam się ustalić nazwę jednego zakładu spod Nowego Sącza, który brał to mięso. Dwa razy w tygodniu przyjeżdżał samochód i odbierał mięso, które potem trafiało między innymi do kebabów i na eksport do państw członkowskich UE. To była najgorsza padlina. Swoją drogą ludzie się powinni zastanowić, dlaczego kebab wołowy w budzie na rogu kosztuje 13 zł. To nie jest możliwe przy cenach wołowiny" - dodał. Sprawie importu polskiego mięsa poświęcone było środowe posiedzenie komisji rolnictwa czeskiego parlamentu. Podczas posiedzenia głos zabrał minister rolnictwa Miroslaw Toman. Jak wskazał, mięso przywożone do Czech wcale nie trafiało do "tanich jadłodajni". "Kupowały je luksusowe restauracje, szczególnie w Pradze, i proponowały klientom jako argentyńską wołowinę" - sprecyzował. Według ministra, mięso sprzedawane w luksusowych restauracjach kosztowało równowartość nawet 160 złotych.