- Prezydent Kaczyński nie był łatwym partnerem w negocjacjach nad Traktatem Lizbońskim. Podejmiemy z nim dyskusję - dodały te źródła. - Najlepszym argumentem (by przekonać do ratyfikacji traktatu) jest rozszerzenie Unii(...). Dla Polski bardzo ważne jest przecież dalsze rozszerzenia o Bałkany Zachodnie, a pewnego dnia ewentualnie także o Ukrainę - kontynuowały źródła na wysokim szczeblu w Pałacu Elizejskim, reagując na wypowiedź prezydenta Kaczyńskiego. W wywiadzie dla wtorkowego "Dziennika", Lech Kaczyński za "bezprzedmiotowe" uznał "w tej chwili" (po fiasku referendum w Irlandii) podpisanie przez niego ratyfikowanego już przez polski parlament Traktatu Lizbońskiego. - Przecież prezydent nie może się sprzeciwić woli parlamentu, zwłaszcza po ostatnich wyborach parlamentarnych w Polsce - powiedziały źródła w Paryżu, który objął we wtorek półroczne przewodnictwo w UE. Dyskusje Francji z "władzami Polski na najwyższym poziomie, by zobaczyć, jak może wyjść z tej sytuacji" potwierdził we wtorek rzecznik francuskiego MSZ Eric Chevallier. Chevallier minimalizował groźbę znaczenia słów polskiego prezydenta. - Tu nie chodzi o odmowę ratyfikacji. Prezydent Polski powiedział, że w tej chwili woli poczekać z podpisem ratyfikacyjnym. Nie powiedział: "nigdy nie podpiszę", powiedział: "w tej chwili" - przypomniał Chevallier. Francja zapowiedziała, że jednym z zadań jej przewodnictwa będzie "wyjście z impasu" instytucjonalnego po odrzuceniu w Irlandii Traktatu Lizbońskiego, który przewiduje reformę unijnych instytucji w rozszerzonej Unii. W tym celu prezydent Francji Nicolas Sarkozy przewiduje wizytę w Dublinie 21 lipca (planowaną wcześniej na 11 lipca). - Będziemy próbować zapobiec temu, by kryzys w Irlandii rozszerzył się na inne kraje, na przykład na Czechy i Polskę i będziemy szukać już na szczycie w październiku miękkiego lądowania dla Irlandii - powiedziały źródła francuskie. Miękkim lądowaniem, zdaniem Paryża, byłoby ponowna ratyfikacja traktatu przez Irlandię. - Perspektywa ponownego głosowanie to przecież wybór, którego dokonała sama Irlandia już w przeszłości - oceniły źródła, przypominając, że Dublin powtórzył w 2002 roku referendum w sprawie Traktatu z Nicei, odrzuconego w pierwszym plebiscycie rok wcześniej. Źródła francuskie powtórzyły: dla Francji "to był wielki błąd, że rozszerzyliśmy Unię bez uprzedniej reformy instytucjonalnej. Nie wolno nam tego błędu powtórzyć". Zapowiedziały, że podobnego "argumentu rozszerzenia" Paryż będzie używać w rozmowie z Czechami, które wciąż nie ratyfikowały Traktatu Lizbońskiego. Podkreśliły, że obecnie obowiązujący Traktat z Nicei został sporządzony dla 27 krajów i ani jednego więcej. Paryż zapewnia, że nie chce żadnych nowych podziałów w Europie i będzie starał się utrzymać 27 krajów UE razem. - Europa dwóch prędkości, być może kiedyś będzie mieć miejsce w dalszej perspektywie, ale najpierw musimy spróbować utrzymać wszystkich, całą rodzinę europejską razem - powiedziały źródła. - Kilkanaście lat po upadku Układu Warszawskiego i pięć lat po nowym rozszerzeniu UE nie chcemy, by Polska była powodem nowych podziałów w Europie - powiedziały źródła. Traktat Lizboński, który był odpowiedzią UE na porażkę z przyjęciem eurokonstytucji, ratyfikowały dotychczas parlamenty 19 krajów UE. Na szycie w czerwcu przywódcy państw i rządów "27" zdecydowali, że ratyfikacja ma być kontynuowana w pozostałych krajach. - Celem przewodnictwa francuskiego będzie szukanie rozwiązania kryzysu instytucjonalnego w Unii - znalezienie rozwiązania, a nie rozwiązanie (kryzysu) w ciągu najbliższych 6 miesięcy - zapowiedział prezydent Nicoas Sarkozy, świadom, że rozwiązanie kryzysu może zająć więcej czasu.