W wywiadzie dla dziennika "Frankfurter Rundschau" niemiecki europoseł Daniel Freund, polityk Zielonych, mówi o skuteczności mechanizmów, jakie UE stosuje wobec Polski i Węgier za łamanie praworządności Chodzi o trzy instrumenty: wstrzymanie środków z Funduszu Odbudowy, mechanizm "pieniądze za praworządność" i rozporządzenie dotyczące budżetu UE - "obecnie najostrzejszy miecz, ponieważ służy do wstrzymywania największej ilości pieniędzy" - wyjaśnia Daniel Freund. "Strata dla polskich obywateli" Niemiecki polityk wymienia także postępowania naruszeniowe przed TSUE, które zastosowano w przypadku górnictwa odkrywkowego w Turowie i reformy sądownictwa w Polsce. TSUE skazał Polskę na zapłatę grzywny w wysokości miliona euro dziennie, a potem (po częściowym wykonaniu wyroku) obniżył karę do 500 tys. euro dziennie. I choć PiS zapowiedział, że nie zapłaci ani złotówki, "pieniądze te przepadają", bo Komisja Europejska potrąca je z transferów, które trafiają do Polski z budżetu UE - tłumaczy Daniel Freund. - To strata dla polskich obywateli. Za te pół miliarda można było wyremontować szkoły czy położyć internet na wsi - stwierdza niemiecki europoseł. Unia Europejska w kryzysie Zgadza się z twierdzeniem, że w obliczu konfliktów z Polską i Węgrami Wspólnota znalazła się w "kryzysie praworządnościowym". - Jeśli mamy teraz państwa członkowskie, które tak rażąco nie przestrzegają wspólnych zasad i wartości, które lekceważą decyzje TSUE, które nie wdrażają w pełni europejskiego prawa, ale wybierają te części, które im odpowiadają, to Unii Europejskiej grozi rozpad - stwierdza Freund. Jego zdaniem UE nie zajmuje się tym kryzysem wystarczająco zdecydowanie i przez długi czas pozostawała bezczynna. - Zbyt długo Komisja, ale także rządy państw członkowskich nie były przygotowane na rozwój sytuacji w Polsce i na Węgrzech - twierdzi polityk. Jednym z powodów jest jednomyślność potrzebna do podejmowania ważnych decyzji w UE i ilekroć pojawiał się kryzys, który wymagał jednomyślnych decyzji, Orban i Kaczyński mieli "dźwignię, za pomocą której mogli zapobiec innym decyzjom". Węgry "państwem mafijnym" Jak stwierdza europoseł, od 2010 roku "Orban przekształcił Węgry w państwo mafijne, w którym jego najbliższa rodzina i przyjaciele stają się niewiarygodnie bogaci". - UE jest nie tylko wykorzystywana do własnego wzbogacenia się, ale w zasadzie finansuje niszczenie demokracji na Węgrzech, ponieważ pieniądze zostały wykorzystane na przykład do wykupienia ostatnich niezależnych mediów i zabezpieczenia własnej władzy. UE finansuje swoich wrogów, to niewiarygodne - mówi Freund. Najostrzejszą bronią jest według niego całkowite odcięcie pieniędzy. - Obecnie wstrzymujemy część, ale jeszcze nie całość. Wiele miliardów euro nadal płynie na Węgry i do Polski. Opowiadam się za wstrzymaniem wszystkich funduszy do czasu przeprowadzenia odpowiednich reform - zaznacza. Pytany, o to, czy UE powinna móc wykluczyć kraje członkowskie, przyznaje, że byłaby to "niewłaściwa droga", bo "ludzie w Polsce i Węgrzech cierpieliby za zachowanie swoich rządów. - Ale to również nie rozwiązałoby problemu. Przypuśćmy, że jutro wyrzucilibyśmy Węgry z UE, wtedy mielibyśmy autokratę niejako w środku UE, ale nie byłby to już członek UE i tak samo działałby nam na nerwy. Nadal nie mielibyśmy na Węgrzech funkcjonującej demokracji. Dlatego opowiadam się za wywarciem tak dużej presji przez UE, aby w krajach tych miały miejsce niezbędne reformy - wyjaśnia. Wybory w Polsce a UE W wywiadzie dla niemieckiego dziennika polityk Zielonych mówił także o znaczeniu, jakie jesienne wybory parlamentarne w Polsce będą miały dla losów UE. - Pokażą one, czy instrumenty, których używamy od dziewięciu miesięcy, działają, czy w polskiej kampanii wyborczej debatuje się o tym. Jeśli opozycja wygra wybory w Polsce, to jeszcze bardziej odizoluje Orbana na Węgrzech. Jeśli PiS pozostanie u władzy, uzna to za potwierdzenie swojego dotychczasowego kursu. Wówczas UE będzie jeszcze trudniej w nadchodzących latach zdecydowanie bronić praworządności - prognozuje Daniel Freund. Jego zdaniem UE jako całość "jest zbyt powściągliwa" i powinna uczestniczyć w krajowych debatach. - Jesteśmy we wspólnocie, razem tworzymy prawo i mamy wspólny rynek wewnętrzny - trzymanie się z dala od wewnętrznych wydarzeń danego kraju po prostu nie działa. Jeśli dany kraj przestaje przestrzegać zasad UE, a obywatele UE nie mogą już korzystać w tym kraju ze swoich praw, to nie jest to tylko kwestia, która dotyczy tego kraju, ale dotyczy wszystkich w Europie - powiedział w rozmowie z "Frankfurter Rundschau". Katarzyna Domagała-Pereira/Redakcja Polska Deutsche Welle *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!