Realizują swoje pasje i jeszcze im za to płacą. Do tego są sławni, bo regularnie oglądają ich miliony widzów. Mowa oczywiście o zapaleńcach, którzy potrafią na kilkadziesiąt minut spowodować, że każdy kto ich ogląda staje się fanem przyrody. Nie łatwo jest stworzyć dobry program przyrodniczy. Filmy dokumentalne prezentujące życie dzikiej przyrody to ciężka, trwająca miesiącami, praca. I powiedzmy to głośno - nie należą one do ulubionych pozycji programowych większości telewidzów. Ale znaleźli się ludzie, którzy znaleźli sposób na te programy i zarazili swoją fascynacją do dzikiej przyrody miliony ludzi. Człowiek legenda Nie jest ich wielu i każdy z nich na swój własny sposób potrafi zarazić swoją pasją. Nie od dziś wiadomo, że w telewizji liczy się osobowość. Człowiek, o którym mowa bez wątpienia jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci brytyjskiej sieci BBC. Sir David Attenborough jest chyba najbardziej znanym twórcą programów przyrodniczych na świecie. Ten zbliżający się do osiemdziesiątki dziennikarz od 1954 roku niesutannie pomaga nam zgłębić tajemnice przyrody. Zaczynał od programu "Zoo Quest", który gościł na antenie BBC przez 10 lat. Nakręcił setki programów, w których opowiadał o życiu na Ziemi, pod wodą, czy w chmurach. Dzięki swoim programom stał się rekordzistą jeśli chodzi o ilość odbytych podróży. Mimo swojego wieku nie zamierza zwolnić tempa. Aktualnie realizuje serię pt. "Planet Earth" i przygotowuje program o życiu gadów i płazów, który ruszy za dwa lata. W 1985 roku za swoją działalność naukową otrzymał od królowej Elżbiety II tytuł szlachecki. Został także odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego oraz przyjęty do Royal Society. Łowca krokodyli Można powiedzieć, że David Attenborough to spokojny i opanowany gentleman wśród prowadzących programy przyrodnicze. Nieco inny styl prezentował Steve Irwin, znany głównie jako poskramiacz krokodyli. Wielką popularność w Australii i nie tylko przyniósł Irwinowi program telewizyjny "Łowca krokodyli", który po raz pierwszy został wyemitowany w 1992 roku. Opowiadał w nim o tym, jak łapać krokodyle czy jadowite pająki. Niestety podczas zdjęć do jednego z programów doszło do tragicznego wypadku. Nurkując u północno-wschodnich wybrzeży Australii Irwin zginął uderzony kolcem jadowym płaszczki. Mimo natychmiastowej pomocy nie udało się uratować słynnego "łowcy". - Świat stracił wielkiego pasjonata dzikiej przyrody - powiedział John Stainton - przyjaciel i producent programu Irwina. - Zmarł robiąc to, co najbardziej kochał i odszedł spokojny i szczęśliwy - dodał Stainton. Jego znakiem rozpoznawczym były niebezpiecznie bliskie kontakty z krokodylami, których często dosiadał. Nigdy nie rozstawał się ze swoim "uniformem", który stanowiły spodenki i koszula w kolorze khaki i "trapery". Irwin był ponadto postacią, która przyczyniła się do promocji Australii na świecie. Jego zasługi w tej materii były często doceniane przez polityków, którym towarzyszył przy różnych okazjach. Pogoda inna niż wszystkie Ale nie tylko Anglosasi mogą się pochwalić wybitnymi osobowościami telewizyjnymi, które potrafią w przystępny i ciekawy sposób zainteresować zjawiskami przyrody. My też mamy kogoś takiego. To nie kto inny jak Jarosław Kret. Dla większości z nas to trochę "zakręcony" prezenter pogody, który potrafi na wizji wyspać w studiu górę śmieci. Jednych to śmieszy, innych irytuje. Ale nie da się zaprzeczyć, że to co robi to jego pasja. Niewiele osób wie, że Jarosław Kret jest zapalonym fotoreporterem. Od lat współpracuje z magazynem "National Geographic". Jest poza tym członkiem prestiżowego The Explorers Club. Zanim zaczął prowadzić prognozę pogody w Programie Pierwszym TVP miał własny program podróżniczy w regionalnej "Trójce". Początkowo właśnie tam prowadził prognozę pogody , w której nie brakowało ciekawostek podróżniczych. W rozmowie z miesięcznikiem Press opowiada jak to wyglądało: "(...) Miałem tam pięciominutowy program: mogłem się przebierać, tarzać po podłodze, pokazywać własne filmiki." To właśnie z niekonwencjonalnych zachowań i strojów słynie Jarosław Kret. By zainteresować widzów sięgał po różne "sztuczki". Strój safari, czy arabskie przebranie dawały efekty. Nikt nie przechodził obok tego obojętnie. I o to właśnie chodzi Kretowi. - Chodzi o to żeby zainteresować czymś niespodziewanym - wyjaśnia w rozmowie z Press. Nie da się ukryć, że zaskoczyć to on potrafi.