"Dla Wiktora Janukowycza skazanie Julii Tymoszenko było kwestią jego wiarygodności na scenie wewnętrznej. Najwyraźniej uznał, że w jego interesie nie leżą zbyt demonstracyjne ustępstwa pod presją państw zachodnich. Wyrok uniewinniający byłby odczytany jako kapitulacja władz. Ale to, że była premier została skazana wcale nie oznacza, że następnych siedem lat spędzi w więzieniu. Niewykluczone, że już w przyszłym tygodniu parlament ukraiński wprowadzi zmiany do kodeksu karnego, które spowodują dekryminalizację tych przepisów, na podstawie których Tymoszenko została skazana. Dla Janukowycza najkorzystniejszym rozwiązaniem jest z jednej strony skazanie jej i przedstawienie opinii publicznej jako winnej, ale z drugiej strony absolutnie nie leży w jego interesie osadzenie jej w więzieniu, ponieważ międzynarodowe koszty polityczne, czyli izolacji Ukrainy ze strony Unii Europejskiej, byłyby dla niego za duże. Polityczne intencje procesu są dla mnie oczywiste. Byłą premier skazano za formę wydania instrukcji negocjacyjnej, a więc przestępstwo natury proceduralno-kancelaryjnej. Przyszłość polityczna Julii Tymoszenko jest niejasna, nawet w przypadku prawdopodobnego umorzenia sprawy w postępowaniu odwoławczym. Nie jestem pewien czy jest ona zdolna pociągnąć za sobą ukraińskie społeczeństwo. Moim zdaniem ten potencjał Julii Tymoszenko jest ograniczony, a wśród Ukraińców przeważa nieufność wobec niej. I nawet wyraźnie malejące zaufanie dla polityki Janukowycza niekoniecznie musi się przekładać na rosnące poparcie dla Julii Tymoszenko".