Niektórzy z nich co sił w nogach uciekali przed czarną chmurą dymu i odpadków. Podobno mnóstwo ludzi padało na ziemię. Nie zostali stratowani, inni zatrzymali się i podnosili ich z ziemi. Nowojorczycy, mający ogólną opinię gburów, wykazali się niesamowitą solidarnością - od oddawania krwi po pożyczanie sobie nawzajem komórek, w celu powiadomienia rodzin (większość telefonii komórkowych MIAŁA swoje nadajniki na szczycie WTC). Do radia dzwonili słuchacze z New Jersey. Podobno tam także znajdują się ranni. Wczoraj wieczorem zadzwonili do mnie znajomi z Arizony, martwili się. Miesiąc temu odwiedzili mnie w Nowym Jorku. Pamiętam, że spóźnili się na kolację, bo utknęli na szczycie jednej z wież World Trade Center. Nie mogli się napatrzeć... Myślę o tym dzisiaj patrząc na zakurzone meble - wczoraj wychodząc rano z domu nie zamknęłam okien. I nawet nie chcę tego kurzu dotknąć. Tak mi smutno patrząć na ten kremowy pył. Idę wyprowadzić psa na spacer, postaram się przejść koło budynku Straży Pożarnej - ponad 300 strażaków prawdopodobnie straciło życie. Pójdę także na promenadę popatrzeć na tę dziurę, która, nie chcę brzmieć pompatycznie, stała się dziurą w sercach ludzi. Anna MacLachlan Anna MacLachlan pracowała w serwisie Fakty INTERIA.PL, w 2000 roku przeniosła się do NY