- Moim zdaniem wątkiem generalnym sprawy PZU nie jest sprawa tego, o czym się dzisiaj mówi, pana Wieczerzaka i innych osób, moim zdaniem głównym wątkiem jest wiedza policji na ten temat - mówił dzisiaj w Sejmie poseł Dziewulski. - Z tego, co napisała "Rzeczpospolita" najbardziej interesuje mnie wątek dotyczący policji. Oczywiście mam jakiś tam zakres wiedzy na ten temat. Powiem tak: w tym, co pisze gazeta jest sporo prawdy. Rzeczywiście informacje, które do mnie docierały mówiły o tym, iż w pewnym momencie pewne wątki dotyczące sprawy PZU, którą prowadziła specjalna ekipa, zostały wyłączone, niektóre - według oceny fachowców - zostały w pewnym sensie spłaszczone, inne zaś jakby nieco pominięte. Temu dziwili się pracownicy CBŚ, bezpośredni wykonawcy czynności typowo policyjnych: operacyjnych i dochodzeniowo-śledczych - mówił dziennikarzom Dziewulski. - Tylko proszę pamiętać o jednej podstawowej sprawie, że to nie oni podejmowali decyzje, nie ci, którzy bezpośrednio pracowali nad sprawą, ale ci, którzy ich nadzorowali. W tym czasie nadzorował wyłącznie i osobiście (takie polecenia były wydane) gen. Rapacki. Tylko on miał przepływ informacji, nikt więcej. To on bezpośrednio nadzorował tę grupę i to on tylko, nie żaden inny komendant policji, mógł wydać określone dyspozycje tej grupie - zaznaczył poseł SLD. Dziewulski powiedział także, że "były i takie plotki, czy czasem nie jest to związane z tym, że pracownikiem PZU była żona jednego z wysoko postawionych oficerów Komendy Głównej Policji". Poseł Dziewulski przypomniał, że w historii MSWiA, w ogóle MSW, nigdy nie odbyło się tak, aby minister spraw wewnętrznych powiadomił osobiście prokuraturę o tym, że ktoś popełnił przestępstwo - a w sprawie Wieczerzaka tak właśnie było. Wielu funkcjonariuszy CBŚ stawiało sobie takie oto pytanie - czy to przyspieszenie zatrzymania Wieczerzaka nie było czasem jakby próbą zamknięcia tej sprawy, że na tej osobie miał się ten problem zakończyć. Więcej na ten temat