INTERIA.PL: Co w nas zostało z tamtych kwietniowych dni, kiedy byliśmy świadkami wyjątkowych wydarzeń związanych z odchodzeniem Jana Pawła II, papieża-Polaka? Jaki jest nasz stosunek do tego, co się wtedy działo, dzisiaj, rok później? Wiesław Chrzanowski: Mnie się wydaje, że stosunek uczuciowy jest nadal bardo żywy, ale mam nadzieję, że są również jakieś potrzeby poszukiwania pewnych przesłań i dlatego mnie się wydaje, że ta strona społeczna nauki Jana Pawła II ma w tej chwili szczególne znaczenie, tym bardziej, że w tej nauce Ojciec Święty bardzo jasno podkreślał, że doświadczenie Kościoła polskiego dało mu pełniejsze spojrzenie na te kwestie. Mówił w swojej wypowiedzi w 1980 roku przed Zgromadzeniem Ogólnym UNESCO, że wychowanie przez kulturę, to nie ma być, żeby żyć z drugim, tylko żeby żyć dla drugich. I stąd rola wspólnoty, rodziny, narodu w kształtowaniu... Zresztą dzięki tej nauce, temu podejściu, myśmy przetrwali kilkadziesiąt lat tzw. "realnego socjalizmu". I Ojciec Święty starał się to przenieść w doświadczenie światowe. Również to chyba ta potrzeb istnienia. Ojciec Święty przeniósł do Watykanu doświadczenia polskiego Kościoła, te spotkania z wielkimi masami ludzi i przemawiania do tych mas. I trzeba powiedzieć, że teraz w rocznice znów jest chęć uczestniczenia: te kilkanaście tysięcy w Rzymie, ale to co będzie się działo w Krakowie, w Warszawie.... i to nie będą wspomnienia ludzi takich w moim wieku, tylko właśnie wspomnienia ludzi młodych. Młodych, którzy - co prawda niektórzy mówią - nie uczestniczą w wyborach, itd, ale jak są wielkie wydarzenia, tak jak była śmierć Ojca Świętego, to są wszędzie obecni. No tak jak są obecni - powiedzmy sobie - podczas pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, czy ostatnio na Białorusi - bo ludzie młodzi chcą uczestniczyć w czymś, co daje pewną perspektywę, tam, gdzie czują swoje możliwości. A tu w tym wypadku mają taki wzór... Czy w takim razie można mówić o "pokoleniu JPII"? Ja już patrzę z takiej perspektywy czasowej, że to już jest raczej pytanie nie całkiem do mnie. Ja to już mogę tylko obserwować w momentach takich największych napięć, gdzie młodzież wszędzie jest i to jest masowo. A przecież przy wielu innych rzeczach, obchodach, wydarzeniach, które mają oficjalny wyraz, znaleźć młodych ludzi trudno. Są nieliczni. I mnie się wydaje, że to wskazuje, że młodzieży są potrzebne jakieś wielkie wyzwania, wielkie ideały, a nie takie małe, przyziemne spory.