Ludzka głupota nie zna granic. Dosłownie i w przenośni. Nawet jeśli na chwilę o tym zapomnimy, znajdzie się ktoś, kto odświeży naszą pamięć. Takiego zdania prawdopodobnie są pracownicy zajmujący się kompleksem Machu Picchu, na co dzień otwarci na turystów opiekunowie najważniejszego obiektu historycznego Peru. Peruwiańczycy nazywają go "Świętym Miejscem" i traktują z nabożną czcią. W zeszłym tygodniu doszło tam do przykrego incydentu. Strażnicy przyłapali na gorącym uczynku sześciu turystów z Brazylii, Francji, Argentyny i Chile, którzy... załatwiali potrzeby fizjologiczne i zostawiali produkty przemiany materii wewnątrz 600-letniego zabytku. Na tym jednak nie koniec. Jeden z mężczyzn, Argentyńczyk Nahuel Gomez, przyznał się także do odłupania kamiennej płyty w Świątyni Słońca. Nie dość, że oderwał część zabytkowego ołtarza, to kamienna pokrywa spadając, zostawiła spore pęknięcie w posadzce. Mężczyzna został natychmiast ukarany mandatem o równowartości 360 dolarów. Musi też zapłacić 1500 dolarów za naprawy. Nie zaboli go to jednak tak, jak druga część jego kary: trzy lata i cztery miesiące pozbawienia wolności. Pozostali turyści zostali wydaleni z kraju i otrzymali zakaz wjeżdżania do Peru przez 15 lat. Jose Bastante, naczelnik parku historycznego, do którego należy Machu Picchu, powiedział w wywiadzie dla agencji AFP, że w obiekcie zostanie zamontowany nowoczesny system monitoringu, w skład którego wejdzie 18 kamer. Ochronę perły peruwiańskiej kultury mają zapewnić także drony, dzięki którym pracownicy będą mogli obserwować obiekt z powietrza. - Pierwsza kamera została już zamontowana - mówi Bastante. - Wybraliśmy 15 miejsc w samym Machu Picchu oraz trzy przy wejściach. To, co się stało, przechodzi ludzkie pojęcie. Straty są naprawdę widoczne. Chcielibyśmy uniknąć takich przykrych sytuacji w przyszłości - komentuje ze smutkiem. ***Zobacz także***