- Inicjatorom tego przedsięwzięcia udało się zmobilizować tysiące osób, by podpisały wniosek o referendum, ale tylko część z tych osób była niezadowolona z rządów. W gruncie rzeczy Gronkiewicz-Waltz nie popełniła żadnych błędów. Natomiast pozostali uważają, że Platforma Obywatelska - a Gronkiewicz-Waltz jest jednak utożsamiana z tą partią - nie powinna już rządzić, że powinna zostać zastąpiona przez PiS - podkreślił prof. Domański. - Po drugie Hanna Gronkiewicz-Waltz ma jednak w dalszym ciągu duże poparcie w Warszawie. Sondaże przedreferendalne pokazywały, że gdyby ona przegrała w referendum i doszło do wyborów, to byłaby głównym kandydatem na zwycięzcę. Pewną rolę odegrały również apele premiera i prezydenta. Udało im się przekonać, że to referendum nie jest narzędziem demokracji, tylko awanturą polityczną. W świetle ich argumentacji właściwie nie idąc na referendum również się w nim uczestniczy -dodał. - Znaczenie miało też samo zachowanie samej Gronkiewicz-Waltz, która zmobilizowała się, poczyniła pewne obietnice i złagodziła swój wizerunek, który oceniany był bardzo negatywnie. Nakłada się na to też taki czynnik ogólnopolski. Polacy ogólnie nie lubią uczestniczyć w tego rodzaju wyborach, zwłaszcza o charakterze lokalnym - podsumował prof. Domański.