Tylko 7 proc. Polaków mieszkających za granicą zamierza ograniczyć wyjazdy turystyczne w 2009 roku z powodu kryzysu gospodarczego - wynika z badania "Emigranci 2008" zrealizowanego przez firmę Polskie Badania Internetu (PBI). Co więcej, podróżowanie i poznawanie świata jest najważniejszą wartością życia na obczyźnie dla aż 25 proc. z nich. W dodatku wyjazdy turystyczne stoją na szczycie piramidy celów oszczędnościowych Polonii. To kolejna cecha odróżniająca emigrantów od rodaków w kraju. Ci ostatni bowiem raczej nie przepadają za zwiedzaniem świata. Z połowy społeczeństwa, która w tym roku w ogóle będzie miała szczęście wyjechać gdzieś na wakacje, zdecydowana większość spędzi urlop w Polsce - na działce, nad morzem, jeziorami lub w górach. Jest taniej i bardziej swojsko. Emigranci wolą odkrywać świat i skrupulatnie na ten cel odkładają. Ile przeznaczą na urlop zagraniczny w tym roku dokładnie nie wiadomo. Najnowsze badania polskiej emigracji wykazują natomiast, że 74 proc. emigrantów oszczędza co najmniej 5 proc. swoich zarobków a 35 proc. - ponad jedną trzecią zarobków. Przeciętny Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii, zarabiał w ubiegłym roku 1100 funtów na rękę miesięcznie. Oznacza to, że oszczędza od 660 do 4350 funtów rocznie. Co można zwiedzić tego lata za 200-500 funtów? Okazuje się, że całkiem sporo, pod warunkiem, że korzystamy z promocyjnych ofert biur podróży, czyli last minute. To jeden z najlepszych i najpopularniejszych sposobów upolowania tańszej wycieczki na całym świecie. Chociaż oferty biur brytyjskich są znacznie korzystniejsze dla turystów niż np. polskie. Decyduje o tym przede wszystkim większa liczba połączeń lotniczych Anglii z resztą świata, a przez to ich niższa cena w porównaniu do lotu na ten sam zakątek świata z Warszawy. Z ofert last minute prezentowanych na portalu turystycznym teletextholidays.co.uk wynika, że w lipcu za dwutygodniowy pobyt w różnych regionach Turcji w trzy- lub czterogwiazdkowym ? hotelu zapłacimy od 160 do 220 funtów. Chociaż ten przedział cenowy obejmuje zazwyczaj tylko hotelowe śniadania, to Turcja do drogich nie należy i w 330 funtach zamkniemy się, uwzględniając posiłki na mieście oraz napoje alkoholowe i nie. Kto chce wypożyczyć samochód lub poznać Turcję z innej niż plażowa perspektywy, powinien zaopatrzyć się w więcej gotówki. Ceny za dwa tygodnie w Grecji w trzygwiazdkowym hotelu zaczynają się od 230 funtów, na hiszpańskich wyspach i lądzie - od 260 funtów. Wczasy all inclusive w tych miejscach to wydatek rzędu ok. 450 funtów w hotelach trzygwiazdkowych. Żywiąc się na własną rękę, trzeba liczyć nawet więcej, ponieważ miejsca te są droższe od Turcji. W przypadku egzotyki promocjami last minute obejmowane są zazwyczaj najpopularniejsze kierunki albo te całkiem nowe w ofercie danego biura - w ramach promocji kierunku. Ceny spadają również mocno w obliczu konfliktu lub kataklizmu w danym kraju. W październiku ubiegłego roku tuż po fali huraganów na Kubie, dwa tygodnie w czterogwiazdkowym hotelu w pakiecie all inclusive można było spędzić tam już za 400 funtów od osoby. To taniej niż bilet na samolot na Kubę z Londynu. Cena spadła, ponieważ wielu turystów przestraszyło się po mrożących krew w żyłach doniesieniach mediów o huraganach. Podróż na Kubę, Sri Lankę, Malezję, Indie, Tajlandię, Gambię czy Kenię zawsze najlepiej jest zaplanować jednak na wiosnę, zimę albo jesień. Ceny na te kierunki w szczycie sezonu potrafią być bowiem nawet dwa razy droższe od tych samych ofert poza nim. Przykład? Jeszcze w czerwcu za dwa tygodnie na Jamajce brytyjskie biura podróży życzyły sobie zaledwie 400 funtów. W lipcu chcą już 800. Gambię w marcu czy kwietniu można zwiedzić za 220 funtów, w lipcu za minimum 360. Lato w promocji Najwięcej ofert last minute pojawia się od początku maja do połowy czerwca. W szczycie sezonu letniego jest ich przeważnie mało, jednak jak twierdzą eksperci z branży turystycznej, tym razem będzie ich znacznie więcej niż rok temu. Kryzys odbija się bowiem na wyborach wakacyjnych Brytyjczyków a ceny dyktuje rynek. W obliczu spadku popytu na droższe oferty biura podróży wprowadzają atrakcyjne promocje, zapewniając sobie w ten sposób przynajmniej zwrot poniesionych kosztów - np. na wynajęcie czarteru czy rezerwację miejsc hotelowych. Ceny spadną nawet do 70 proc. Polując na last minute w szczycie sezonu, zawsze trzeba jednak uważać. Bywa bowiem, że last minute jest tylko wabikiem na klienta i nawet jeżeli takie określenie pojawia się przy ofercie, to ceny wcale nie są niższe. A zdarza się nawet, że nawet wyższe, bo biura podróży wiedzą, że konkurencja nie ma już miejsc w danym samolocie. Spośród wszystkich promocji last minute najatrakcyjniejszymi cenowo są oferty typu allocation on arrival. To dobra opcja dla osób, dla których konkretne miejsce zakwaterowania nie jest najważniejsze przy wyborze oferty. Zasada allocation on arrival jest prosta: lecimy z konkretnego lotniska w Wielkiej Brytanii do konkretnego regionu w wybranym kraju. Przed zakupem touroperatorzy zastrzegają, że oferta dotyczy hoteli o standardzie np. nie niższym niż trzy gwiazdki i obejmuje wyżywienie typu powiedzmy all inclusive. Klient potrafi więc przewidzieć minimalny standard hotelu, do jakiego trafi i nie musi martwić się o dodatkowe wydatki, a przy odrobinie szczęścia może mu się trafić znacznie atrakcyjniejsze od oczekiwanego zakwaterowanie - np. w hotelu cztero-, a nawet pięciogwiazdkowym. Wszystko zależy od wolnych miejsc. Promocja last minute jednego biura podróży potrafi mocno odbiegać od niemal identycznej oferty innego. Wiedzą o tym doskonale internauci szukający wakacyjnych okazji na brytyjskich portalach turystycznych, skupiających oferty różnych biur podróży. Jest to najlepszy sposób wyboru oferty dla osób, które przy wyborze przede wszystkim kierują się ceną. Ten, kto chce mieć pewność, że w razie bankructwa firmy odzyska poniesione koszty, powinien się upewnić, że biuro, którego ofertę kupuje, objęte jest programem rządowym ATOL. To jedyna gwarancja wyjścia obronną ręką turysty w Wielkiej Brytanii z trudnej do przewidzenia awarii. Przynajmniej pod względem finansowym. Nie należy ufać firmie tylko dlatego, że jest duża i znana. Wszyscy pamiętamy spektakularne bankructwo biura podróży XL, trzeciego wówczas co do wielkości w Wielkiej Brytanii i chyba nikt nie chciałby się znaleźć w skórze pozostawionych samym sobie klientów. Gdzie spotkamy najwięcej Polaków i Brytyjczyków? Według prognoz, na krótkie, kilkudniowe wypady letnie Brytyjczycy najczęściej udadzą się w tym roku do Hiszpanii, Włoch i Portugalii. - Dłuższy wypoczynek będą spędzać w Grecji, Turcji, na Wyspach Kanaryjskich, Cyprze, Sharm El Sheikh w Egipcie. Listę najpopularnieszych kierunków tego sezonu kończą: <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-meksyk,gsbi,4248" title="Meksyk" target="_blank">Meksyk</a>, Floryda, Dominikana i Kuba - mówi Tim Williamson, dyrektor do spraw kontaktów z klientami w firmie TUI Travel, do której należą m.in. biura podróży Thomson i First Choice. Rodaków z Polski spotkamy natomiast najczęściej tego lata w Niemczech, na Czechach i Słowacji. Jak szacuje Polski Instytut Turystyki, w tym sezonie Polacy rzadziej niż rok temu będą wybierać się w te wakacje do Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Islandii, za to częściej do krajów południowej Europy: Włoch, Chorwacji, Grecji, Hiszpanii i Portugalii. Wzrosło również zainteresowanie Szwecją. Wyjazdy na dalekie, egzotyczne wyprawy to wciąż niewielki procent wszystkich podróży z Polski. Tekst i zdjęcia: Małgorzata Mrozińska