Suma ta i perspektywy jej wzrostu spowodowały, że przewodnicząca opozycyjnej Partii Konserwatywnej Erna Solberg zapowiedziała wniesienie problemu pod obrady Stortingu (norweskiego parlamentu). Według informacji norweskich mediów, specjalne dodatki na wychowanie dzieci oraz na niepracujących członków rodziny otrzymuje co miesiąc 2300 polskich rodzin. Dzieje się tak, mimo że pobierający te świadczenia "nie postawili ani razu nogi na norweskiej ziemi". Wynika to z faktu, że ponad dwa tysiące polskich pracowników jest oficjalnie zatrudnionych w norweskich przedsiębiorstwach. Dzięki temu mają oni prawo do otrzymywania dodatków rodzinnych w wysokości (w przeliczeniu) ponad 6700 euro rocznie. Środki te są wysyłane do Polski. Jedynym warunkiem jest to, by pracownik opłacał miesięczną składkę ubezpieczeniową. Identyczne prawa przysługują wszystkim pracownikom zatrudnionym w Norwegii, a pochodzącym z krajów UE oraz Europejskiego Obszaru Gospodarczego, którego członkiem jest Norwegia. Takich osób pracuje w Norwegii ponad 37 tys. Jednak Polacy są największą grupą spośród obywateli nowych państw UE, którzy pracują w Norwegii, a wysokość samych dodatków przekracza - według norweskich mediów - ich przeciętny dochód roczny w Polsce. Tak właśnie argumentuje Erna Solberg, kierująca populistyczną partią opozycyjną. Prasa pisze, że konserwatystów drażni i to, że "za granicę wypływają środki z systemu, który w założeniu miały kiedyś przeciwdziałać ubóstwu norweskiemu".