Jednak po prawie dwutygodniowym rejsie tratwy Gedia, Kronopol i Senftenberg wpłynęły w czwartek wraz z Flisem Odrzańskim na Wały Chrobrego kończąc Dni Odry i rozpoczynając zlot największych żaglowców świata The Tall Ships Races. Było warto przeżyć tę przygodę na Odrze. W 9 rejs po wielką przygodę tratwy ruszyły 21 lipca. Przed sobą załogi miały 11 przystanków. Między innymi w podzielonogórskim Będowie, podkrośnieńskim Gostchorzu, Słubicach, Kostrzynie, Gozdowicach i Gryfinie. Prognozy pogody nie były zbyt korzystne - mało słońca, deszcze i wiatr, zapowiadało się na prawdziwy adventure przy wiosłach. I rzeczywiście sielanki za wiele nie było. Przeważała walka z żywiołami - nurtem, wciskającą się wszędzie wodą, silnym wiatrem, przejmującym chłodem w nocy i losowymi zdarzeniami. Wyzwanie było tym większe, bo przystanki planowano głównie w dzikich miejscach. Miasta pełniły jedynie rolę logistycznego punktu zaopatrzenia w żywność i wodę. Miłą niespodzianką było powitanie tratw w Będowie, gdzie sołtys Ryszard Przygrodzki wraz z mieszańcami przygotowali moc atrakcji na własnymi siłami zbudowanej przystani. Było ognisko z kiełbaskami, turniej strzelania z wiatrówki, wystawa koszyków plecionych z korzeni sosny, przejażdżki bryczką i... dobra zabawa. Nowosolskich flisaków powitała też grupka mieszkańców oddalonego o 10 km Gostchorza. Reprezentanci tej wsi w średniowiecznych strojach, z panią sołtys Ewą Klepczyńską na czele, spontanicznie zaprosili ekipy Kronopol Odra Adventure na nocleg do nich. Obie wsie pokazały swoją determinację w promocji własnej oferty turystycznej. Okazuje się, że warto przybyć do nich, nie tylko przy okazji spływu tratw, bo warto. Dlaczego? Sprawdźcie państwo sami... To naprawdę niedaleko stąd. Nowosolscy tratwiarze starają się takie miejsca odkrywać promując rzeczną turystykę na Odrze. Zaczęło się od złamanego wiosła Ten spływ przejdzie do historii wypraw jako pełen niespodziewanych przygód. Najpierw na niemieckiej tratwie pękło wiosło. Długą żerdź udało się zespawać w Stanach w warsztacie pana Habury, który za usługę nie chciał pieniędzy. Dopłyńcie szczęśliwie - życzył na pożegnanie. Podczas jednego z kolejnych odcinków niemiecka tratwa uderzyła w kamienie w płytkiej zatoczce. Pękły dwie plastikowe beczki. Detlef Keiser - szef niemieckiej wyprawy był na taką ewentualność przygotowany. Na dachu zabrał dwa zapasowe pływaki. Trzeba było wskoczyć do wody i zmieniać beczki. Wydawało się, że limit pechowych wypadków się wykończył. Jednak pod koniec rejsu na tratwie Senftenberg pękło... drugie wiosło. Na szczęście Szczecin był już blisko. Świetnie poradziła sobie debiutująca w spływie załoga Gedii. Szybko złapali kilka tajników żeglarskiej sztuki poruszania sie na rzece i wkrótce sprytnie manewrowali wiosłami wykorzystując siłę swoich mięśni, ciąg rzecznego nurtu, omijając zdradliwe płycizny i ostrogi.